środa, 29 kwietnia 2015

Bloodborne

Nie pamiętam, jaka tam była dokładnie kolej zdarzeń, ale wydaje mi się, że po walce z Bestią ze Starego Yharnam, na uliczkach rewiru katedralnego zaczęli się pojawiać tajemnicze postacie z workami. W walce okazali się bardzo niebezpieczni, a gdy zginąłem z ręki jednego z nich... trafiłem do niezwykłej, nowej lokacji.
Panowała tu noc, a zamieszkiwały ją bardzo niebezpieczne stworzenia. Jednak wizyta tutaj okazała się bardzo opłacalna, nazbierałem na nich dużo materiałów i tętnień krwi. Potem pokonałem tutejszego bossa.
Walka z Amelią pozwoliła mi posiąść hasło, które odblokowało mi drogę do lasu. To kolejna, bardzo rozległa i ciekawie zakręcona lokacja, pełna najróżniejszych stworzeń - poczynając od wieśniaków w stylu Resident Evil 4, poprzez jadowite węże, wściekłe psy, aż po przybopodobne istoty (może z Yuggoth).
U końca tej lokacji odnalazłem trzy Cienie, z którymi musiałem się zmierzyć.
Droga dalej zaprowadziła mnie do Byrgewerth, gdzie spotkałem istoty jako żywo przypominające mi-go (to nie ten nieszczęśnik z obrazka) i parę innych mackowatych stworzeń.
Lokacja nie była duża (praktycznie rzecz biorąc to jedynie niewielki dworek i otoczenie), wkrótce wyszedłem na jezioro, gdzie stoczyłem powolną walkę z bossem - wielkim pająkiem.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Bloodborne

Zniechęcony niepowodzeniem u Amelii, udałem się w inne okolice i dotarłem do pełnego wilkołaków Starego Yharnam. Tam droga zaprowadziła mnie do leża Bestii Spragnionej Krwi (czy jakoś tak). Okazała się nader przyjemnym przeciwnikiem, którego z powodzeniem udawało mi się ogłuszać strzałami z garłacza. Szaleńcze ataki i plucie jadem nie pomogły - zginął, a ja pozyskałem kielich otwierający drogę do pobocznych dungeonów.
Nie chcąc jeszcze wracać do Amelii, spenetrowałem jedną z pobocznych miejscówek - Hemwick, zamieszkane głównie przez wyjątkowo napastliwe babska.
Tak czekała mnie walka z czarownicą (a może czarownicami). Nie była zbyt trudna, mimo stosowania przez nią (przez nie?) nieczystych sztuczek.
Ostatnie powodzenia upewniły mnie, że jestem gotów na spotkanie z Amelią. Pierwsze podejście zakończyło się porażką, bo okazało się, że suka potrafi się leczyć. Na kolejne walki poszedłem przygotowany. Było kilka podejść, bo walka okazała się trudna, ale w końcu ją zmogłem.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Bloodborne

Od jakiegoś miesiąca pogrywam sobie w Bloodborne, ale nic nie piszę, więc może warto nadrobić zaległości. Regularnie zrzucałem screeny z co ciekawszych miejscówek, a także nagrywałem filmiki z walk z bossami, więc pora wrzucić to wszystko ku uciesze odwiedzających (i ku pamięci, gdybym chciał to kiedyś czytać). Nie będę wrzucał wpisów ze wstecznymi datami, udając że raportowałem na bieżąco, ale nie zamierzam też wsadzać wszystkiego w jeden mega-post. Myślę, że kilka filmików każdego dnia to dobre rozwiązanie. Zatem zaczynajmy.
Ten na górze to ja. Jestem hunterem, bo gra nie pozwala być nikim innym. O co chodzi w fabule nie wiem, mimo iż grę już prawie skończyłem. A może właśnie dlatego. Występują tam jakieś łowy, jakieś zarazy czy splugawienia, jakieś problemy z krwią i księżycem, są też Przedwieczni, krainy snów i trochę lovecraftowskich domieszek, ale właściwie nie wiadomo o co chodzi. Fabuła występuje w szczątkowych ilościach i służy raczej nakreśleniu klimatu, niż opowiedzeniu historii.
To jest sen łowcy. Nasz hub. Tutaj się rozwijamy, ulepszamy broń, robimy zakupy i wyprawiamy na łowy.
To jest Yharnam. Świat, w którym przyjdzie nam działać. Na razie wygląda tak jak widać, ale z upływem fabuły, zacznie się zmieniać - zajdzie słońce, wzejdzie księżyc, atmosfera będzie się zmieniać.
Gra gameplayowo mocno przypomina Dark Souls - sporo elementów jest wprost przeniesionych z poprzedniej gry twórców. Najwięcej zmian widać w mechanice walki, która stała się bardziej dynamiczna, zachęcająca do agresywniejszych taktyk. Wyrzucono tarcze, zamiast nich dysponujemy bronią palną. Nie pozwala nam ona jednak na ściąganie wrogów z dużej odległości - działa jedynie na bliskim dystansie, więc jej użycie sprowadza się głównie do ogłuszania wrogów, którzy stają się wtedy podatni na nasze ataki (standardowy zestaw: broń palna w lewej dłoni, broń biała w prawej).
Pierwszy boss, z jakim przyszło mi się zmierzyć to "bestia kleryka". Religijność odgrywa w tej grze ważną rolę. Tej walki akurat nie nagrałem, więc musi wystarczyć ilustracja:
Kolejnym bossem, który stanął na mej drodze był ojciec Gascoigne. Wytrzymały i zajadły skurczybyk z szeroką gamą niebezpiecznych ataków i diabelnie niebezpieczną ostatnią formą. To był chyba najtrudniejszy przeciwnik w całej grze.
To otworzyło mi drogę do rewiru katedralnego, gdzie spotkałem trochę cięższych, trochę lżejszych przeciwników, a także kolejnego bossa: Amelię (zdaje się jakąś kapłankę):
Pierwsze podejście nie było zbyt fortunne, ale naprawię ten błąd w przyszłości. Obiecuję.

niedziela, 12 kwietnia 2015

The Legend of Zelda: Majora's Mask

Jakoś dawno nie zamieszczałem żadnego wpisu, ale to nie znaczy, że w nic nie grałem. Co to, to nie. Udało mi się w tym czasie skończyć Zeldę. Nie będę odtwarzał zagubionych wpisów, ale postaram się o krótkie streszczenie i odrobinę podsumowania na koniec.
Ostatnio opowiadałem o przygodach w trzeciej świątyni. Udało mi się ją skończyć i pokonać bossa. Ruszyłem zatem do ostatniej ćwiartki świata, gdzie czekały na mnie trzy zadania.
Pierwsze wymagało plądrowania grobów (owszem), co dało mi kolejną melodię.
Następne polegało na przeczesaniu pewnego zamku i pozwoliło zawładnąć mocą tworzenia figur.
Aż wreszcie trafiłem do czwartej świątyni, gdzie mogłem zmierzyć się z bossem.
To nie jedyna rzecz, jaką się zajmowałem. Znalazłem też dość czasu, by pozamykać wszystkie wątki i zadania poboczne (no, może nie wszystkie, parę mniej interesujących zostawiłem).
Jak już nie miałem innego wyboru, ruszyłem ku zakończeniu.
Gra okazała się naprawdę znakomita i satysfakcjonująca, świetnie się przy niej bawiłem. Ma bezbłędny klimat, bardzo przyjemnie odmalowany świat, no i rewelacyjny gameplay. Myślałem, że mnie zeldowa formułka już niczym nie zaskoczy, ale niektóre miejscówki były zaprawdę mistrzowskie. Pomyśleć, że to "tylko" odświeżony tytuł sprzed lat.
Na liczniku nabiłem 59:27 czasu gry (w przeciągu 1.5 miesiąca). Bardzo dobrze spędzony czas.