piątek, 22 lutego 2019

Osadnicy z Catanu

Settlers of Catan. To była chyba moja pierwsza (lub jedna z pierwszych) nowoczesnych planszówek. A na pewno pierwsza zalana colą (chyba nawet podczas pierwszej rozgrywki). Ale przetrwała to z godnością i wciąż nadaje się do gry. Ocena? Kiedyś zdawała się bardzo fajna, gdyby było inaczej, może nie rozwinąłbym tego hobby, ale dziś, gdyby ktoś mi zaproponował partię, pewnie namawiałbym go na coś innego. Rozgrywka sprowadza się do rzucania kostką i liczenia na łut szczęścia, który da nam surowce potrzebne do wybudowania drogi lub domku przed przeciwnikami. Owszem, można postawić je lepiej lub gorzej, ale za dużo kombinowania tu nie ma - wszelkie plany zweryfikuje ślepy los. Ok, jest jeszcze handel, ale jak to bywa w takich grach, sprowadza się do oszukania partnera, że zrobi on na wymianie lepszy interes niż my. Ale jako gateway lub gra imprezowa jest całkiem ok. Liczba graczy to 3-4, ale mam też dodatek na 5-6.
Grałem jeszcze w interesujący wariant: Osadnicy z Catanu: gra kościana. Przedstawiciel mocno ostatnio zdobywającego popularność gatunku - gier roll&write. Rzucamy kostkami i odznaczamy w notesiku to, na co wyniki nam pozwolą - budowę drogi, osady, zamku, może kupno rycerza. Ocena? Słaba. Że losowa to wiadomo, ale nie ma tu nawet specjalnych możliwości pokombinowania czy urozmaiceń, ani jakiejkolwiek interakcji między grającymi. Jako fillerek na kilkanaście minut od biedy może być. Choć są ciekawsze alternatywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz