wtorek, 7 maja 2013

DnD 4 #49 - dryf do twierdzy Rygor

Dziś wyjątkowo późno zaczęliśmy (a i zwykłe zaczynanie jest już przecież późniejsze niż to, które nam się zdarzało w dawnych czasach) i wyjątkowo wcześnie skończyliśmy - czasu na granie nie zostało wiele, to i nie udało się wiele zrobić. Np. nie było walki. O, losie!

Udało się jednak porozumieć z rycerzami-Łaskobójcami (przewodził im Czwororęki - miał dwie ręce, ale siłę czterech; podobno), udało się nawet pomóc im nieco w poszukiwaniach. Gracze odnaleźli ukryty obóz i zamaskowane sprzęty - a wśród nich skrzyneczkę, która zawierała parę drogocennych kamyków (w sumie warte 2 000 zł) oraz dziennik wypełniony nie do końca jasnymi zapiskami. Zdaje się, że jest to jakiś opis drogi, ale brakuje jakiejś kluczowej informacji pozwalającej nią podążyć. Łaskobójcy twierdzą, że należy ona do Gadaczy. Kimkolwiek oni są.

Potem gracze zabierają się z rycerzami na dryf i mają okazję odkryć działanie tego świata - rozmieszczone w pustce wysepki skał, zamków i rumowisk to się zderzają, to rozłączają, poruszając się według ustalonego porządku. To właśnie jest dryfem i umożliwia podróżowanie pomiędzy oddalonymi fragmentami lądu. Gracze, płynąc z rycerzami na fragmencie skały, docierają w ten sposób do Twierdzy Rygor - stolicy Imperium.

Nim wysiądą, a i potem na miejscu, wypytują o szczegóły tego świata. Dowiadują się o rządzącym nim Imperatorze, o przekroju społecznym, oraz o sześciu najważniejszych organizacjach: zbierających wiedzę Myślicielach (albo Pytaczach), rozpowszechniających informacje Głosicielach (albo Gadaczach), oczywiście Łaskobójcach, imperialnym Legionie, kupieckiej Gildii oraz strzegącej porządku Gwardii, pogardliwie zwanej Psami. Na nic więcej nie starczyło czasu, więc jest tydzień na zastanowienie się, czy mają dość punktów zaczepienia, by samodzielnie poszukać sobie zajęcia (przynajmniej przez jakiś czas), czy mam wyciągać jakieś deus ex machina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz