poniedziałek, 24 grudnia 2012

XCOM: Enemy Unknown - classic ironman

Wciąż naładowany chęcią rozwalania ufoków, włączyłem sobie raz jeszcze kampanię w XCOMa. Tym razem na poziomie trudności "classic" i z włączonym trybem "ironman". Wyższy poziom, to więcej wyzwań - wrogowie mają więcej punktów życia, mocniej leją, częściej trafiają, a nasi żołnierze są słabsi, baza początkowo mniej rozbudowana, wydaje się też że częściej jesteśmy wyganiani na misje, więc nie zawsze jest czas się leczyć. Widać też, że kosmici są bardziej aktywni - na poziomie normalnym przeważnie siedzieli na tyłkach, dopóki nie weszło się w ich zasięg, tutaj ciągle zdarza się, że wyłażą na grupę spacerując sobie po mapie. To sprawia, że nawet bardzo defensywna taktyka nie musi być bezpieczna.

To oczywiście nie byłoby wielkim problemem, gdyby nie "ironman". W tym trybie gra daje do dyspozycji tylko jeden save i automatyczny zapis. Nie ma więc możliwości wczytania stanu, gdy coś pójdzie nie tak. Ktoś oberwał? Zginął? Popełniłeś głupstwo i wlazłeś pod lufy obcych? Nie ma powrotu, cierp.

No i cierpię. Początek szedł całkiem nieźle. Ale potem trafiłem na misję, w której jakoś tak się przydarzyło przebudzić trzy grupy na raz (no, obudziłem dwie, które były blisko, a trzecia sama przylazła) no i ufole wycięły całą moją drużynkę. Po części to pewnie dlatego, że po poprzednim zadaniu mój główny, doświadczony skład leżał w szpitalu, posłałem więc kilku żółtodziobów. Efekt nieudanej misji - panika w pięciu krajach. Nie wiem, czy dam radę się jeszcze z tego wykaraskać, ale spróbuję. Albo może dam sobie odpocząć i rozerwę się przez ten czas przy Mass Effekcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz