środa, 4 listopada 2015

Wiedźmin 3: Dziki Gon - Biały Sad

W trzeciego Wiedźmina zacząłem grać już niezły kawał czasu temu (ile już minęło od premiery? pół roku?), ale to był krótki, urwany kontakt, po czym wróciłem do innych gier. Teraz zabrałem się za niego ponownie.
Gra ma otwartą strukturę typowego sandboksa - możemy do woli wędrować po świecie (no, nie do końca, bo nie wszystkie lokacje są odstępne od zaraz), wykonywać misje, z których część pchnie naprzód fabułę, a część to tylko poboczne urozmaicacze.
Bardzo spodobało mi się w grze podejście do zadań i fabuły - nawet najprostsze zlecenie na potwora kryje w sobie kawałek fabularnej otoczki sprzedawanej w postaci filmików. Bo a to Geralt musi zbadać ślady, a to czegoś poszukać, a to poznać hisotrię miejsca lub osoby - bardzo to wszystko fajne i ładnie buduje więź ze światem i zdarzeniami.
To, co odrzuciło mnie przy pierwszym kontakcie (i nadal do siebie nie przekonuje), to niepotrzebnie przekombinowane systemy rzemiosła, alchemii, mało inspirujący system rozwoju postaci - drętwe, nieciekawe mechanizmy, przeładowane opcjami i materiałami, które nic sensownego nie dają. Wygląda to jak jakieś skostniałe pamiątki po erpegach z lat 90. Niefajne.
Opowieść zaczyna sie w Kaer Morhen, gdzie wiedźmini trenują Ciri. Jednak to tylko wspomnienie, nadciąga Dziki Gon, wszystko się rozmywa, a akcja przenosi się naprzód.
Geralt w poszukiwaniu Yennefer dociera do Białego Sadu. Aby pozyskać pomoc dowódcy nilfgardzkiego garnizonu, przyjmuje zlecenie na gryfa. Poza tym oczywiście szwenda się tu czy ówdzie w poszukiwaniu zadań pobocznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz