środa, 13 maja 2020

Scythe

Scythe ma dedykowany tryb solo z automą sterowaną talią kart. Automa gra wg nieco innych reguł niż gracze, ale zajmuje lokacje na mapie, przemieszcza jednostki, zdarza się jej nawet atakować. Sama jej obsługa jest dość złożona, ale do opanowania. Nie darzę tej gry wielką miłością i automa raczej tego nie zmieni. Jeśli nie polubię jej grając z ludźmi, raczej nie będę miał pokusy siadać do niej solo.

środa, 29 kwietnia 2020

Aeon’s End solo

Aeon's End ma przewidziany tryb solo, choć próby zabierania się za Nemezis jednym magiem kończyłem porażką. Na dwóch bywało lepiej, chociaż tym razem też przegrałem. W dodatku gra jest dość marudna w rozkładaniu i obsłudze (zwłaszcza przy dwóch magach). Może to właśnie przyczyna porażki - ciężko kontrolować skutecznie dwie talie. Na szybkie granie lepiej wyciągnąć Spirit Island. Ale może jeszcze uda mi się znaleźć sposób na tę grę. 

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Pandemic solo

Pandemic to coop, więc w naturalny sposób dostosowany jest do grania samemu. Co prawda gra nie przewiduje jakiegoś specjalnego wariantu solo, dlatego zagrałem na dwa pionki. Jak poszło? No cóż, przegrałem. Gra się przyjemnie, muszę to przyznać. Choć nie próbowałbym sam obsługi większej liczby graczy.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Root solo

Root solo może wydawać się dziwnym pomysłem, bo gra w dużej mierze opiera się na ostrej interakcji (mówiąc wprost: walce) między graczami, jednak twórcom udało się stworzyć automat, który może nie do końca naśladuje żywego przeciwnika, ale stara się zapewnić wyzwanie rozstawiając się na planszy, walcząc i ścigając się na punkty. Będę musiał kiedyś jeszcze spróbować fanowskiego rozszerzenia z automatami do pozostałych frakcji, bo w tej chwili sprawdzałem tylko koty.

sobota, 25 kwietnia 2020

Uczta dla Odyna

Uczta dla Odyna jest rewelacyjna. Nie wiem co jeszcze mogę dodać. Jest super. Mnóstwo akcji, mnóstwo komponentów, na początku może to onieśmielać, ale gra się wspaniale. Tryb solo działa bez jakiegokolwiek wirtualnego przeciwnika - jedynie sami sobie blokujemy akcje. Chcąc rozegrać wszystko optymalnie, można by się pewnie zawiesić na długo, ale wystarczy pozwolić sobie na odrobinę luzu i robić to, co w danym momencie wydaje się ciekawe lub opłacalne, a gra nagle staje się płynna i przyjemna. A gra temu sprzyja, bo niewiele nam narzuca, to praktycznie sandbox - oferuje wiele dróg rozwoju, wiele strategii, pozwala na swobodne kombinowanie, testowanie i w ogóle robienie tego na co ma się ochotę. Jedna z lepszych gier do solo i również wspaniała przygoda grając z kimś. Mając ją, nie potrzebuję już szukać dalej.

piątek, 24 kwietnia 2020

Sprawlopolis

Sprawlopolis to bodaj najszybsza i najmniejsza z gier, jakie posiadam. Raptem kilkanaście kart,  które staramy się rozłożyć tak, aby wybudować jak najwyżej punktujące miasto (zgodnie z wylosowanymi celami). Niby proste, ale jest nad czym pomyśleć, a możliwych kombinacji i układów jest sporo. Bardzo przyjemny pasjansik, zaskoczyło mnie, jak wciągająca i satysfakcjonująca to gra.

czwartek, 23 kwietnia 2020

Szklany szlak solo

Szklany szlak opiera się o specyficzny rodzaj interakcji, gdy nasze akcje mają wpływ na akcje wybrane przez innych graczy. Oczywiście solo ten element znika. Zamiast tego sami dobieramy karty akcji (ich liczba zależy od tury), losujemy natomiast ich kolejność (przy czym z dwóch ostatnich jedną odrzucamy, a z drugiej wykonujemy akcję podwójną). To zmienia przebieg gry, choć rdzeń pozostaje ten sam - gromadzimy i wydajemy surowce, stawiamy budynki. Brakuje mi tu jasno postawionego wyzwania, ale jako niezobowiązująca łamigłówka jest ok.

środa, 22 kwietnia 2020

Teotihuacan solo

Na pierwszy rzut oka Toetihuacan wydaje się przytłaczać - ogromna plansza, mnóstwo ikonek, masa komponentów. Szybko okazuje się, że nie jest tak strasznie. W grze mamy trzy podstawowe rodzaje surowców, trzy miejsca gdzie możemy je pozyskiwać i trzy gdzie możemy je wydawać, punktacja jest bardzo jasna i czytelna, dochodzi do tego co prawda trochę specjalnych zasad ruchu, awansu, technologii, rytuałów, ale nie gmatwają one zbytnio rozgrywki, po prostu trzeba o nich pamiętać.

Grając solo mamy przeciwnika, który nie tylko zajmuje część pól na planszy, ale też porusza się, wykonuje akcje, zbiera materiały, a nawet uczestniczy w budowie piramidy. Jego obsługa jest bardziej skomplikowana niż sama gra, ale po paru turach łapie się schemat i idzie nawet szybko. Trzeba przyznać, że nie jest on łatwym przeciwnikiem.

wtorek, 21 kwietnia 2020

Mage Knight solo

Mage Knight to cesarz gier solo. Gra jest bogata, złożona i zajmująca. Oferuje mnóstwo możliwości kombinowania, co ma swoje minusy - jest czasochłonna. Granie w kilka osób potrafi boleć. Na szczęście solo nikt nas nie pogania, można spokojnie zastanowić się nad każdym ruchem i optymalizować swoje posunięcia. Przeżycia i satysfakcja - rewelacyjne.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Viticulture - solo

Viticulture w trybie solo blokuje losowe pola na planszy, a celem jest zdobycie określonej liczby punktów w ciągu 7 lat. Gra jest prosta (choć nie prostacka), całkiem przyjemna i gra się sympatycznie, choć solo odpada część jakże miłego kombinowania ("jak tu podebrać komuś pole") oraz interaktywnych pomocników ("a teraz każdy z graczy może zasadzić winorośl").

niedziela, 19 kwietnia 2020

51. stan - solo

51. stan jest niemal pasjansem, gdzie każdy układa swoje własne imperium, a interakcji nie ma za wiele, toteż tryb solo nie powinien się zbytnio różnić od normalnej gry i faktycznie nie różni. Wirtualny przeciwnik, poza mieleniem kart i atakowaniem nas co rundę, niewiele robi. A że gra jest całkiem sympatyczną łamigłówką, kombinuje się bardzo przyjemnie. Do tego jest prosta w obsłudze, do rozpoczęcia gry nie wymagając niczego poza przetasowaniem kart. Werdykt: bardzo fajne!

sobota, 18 kwietnia 2020

Granie solo - Podwodne miasta

Tryb solo w Podwodnych miastach udaje obecność drugiego gracza okupując niektóre z pól akcji. Robi to w sposób schematyczny, pozwalając przewidzieć co będzie dostępne i zaplanować swoje ruchy. Stawiane przez grę wyzwanie to co najmniej 7 kopuł i 100 punktów zwycięstwa na koniec. Nie udało mi się, ale gra nie jest łatwa. Mamy tu typową dla eurasów "zbyt krótką kołderkę", a w tej grze wydaje się ona szczególnie krótka. Nie wybacza błędów, nie daje zbyt wielkiej swobody, wszystko trzeba przeliczyć, przekalkulować, a pod koniec i tak nie patrzymy z dumą na rozrośnięte imperium, tylko płaczemy że gdyby nie parę brakujących zasobów (lub akcji, a przeważnie i jednego, i drugiego), to może nawet coś by z tego było, a tak to szkoda gadać.

piątek, 17 kwietnia 2020

Granie solo - Spirit Island

Jako że tymczasowo spotkania planszówkowe uległy zawieszeniu (choć i tak rzadko przekraczaliśmy zalecane przez ministra zdrowia 5 osób w miejscu kultu religijnego, wybaczcie tak lekkie potraktowanie gier jako kultu, ale tym właśnie zawsze dla mnie były; może jak zmierzymy metraż i przeliczymy na osoby to się okaże że żadnych innych obostrzeń też nie łamaliśmy), skoro więc już uległy, jak mówiłem, zawieszeniu, postanowiłem pobawić się w testowanie planszówek solo. Niektóre mają dedykowane tryby solo, inne fanowskie warianty, a w jeszcze inne mogę spróbować pojechać na dwie ręce, nawet jeśli wszystko wskazuje że nie powinienem, bo któż mi tego zabroni? W niektóre już oczywiście zdarzało mi się grać solo, ale nie będę się tu bawił we wspomnienia, traktuję to raczej jako bieżące wyzwanie - zagrać w każdą którą mam i zobaczyć co z tego wyjdzie. Tu trafią krótkie notatki, bo przecież nie będzie mi się chciało bawić w recenzje (dotąd się nie chciało).

Nie pierwszy ogień leci Spirit Island. Gra świetna i tak dalej, a jako że to coop, jest naturalnie dostosowana do solo, ma działający tryb, zresztą właśnie od tego zaczynałem. Jak się gra solo? Super. Choć prościej niż w multi. Domyślny wariant solo to jeden duch, jeden fragment wyspy - mamy zatem znacznie mniej do ogarnięcia, odpada interakcja, gra się dużo szybciej. Fajne do testowania innych scenariuszy, poziomów trudności, adwersarzy. Ale chętnie spróbuję jeszcze wariantu na dwa duchy (na cztery raczej się nie poważę, poza tym nie wiem czy pomieściłbym ich na stole). Tak czy inaczej to jedna z przyjemniejszych gier do grania solo. Werdykt: excellent!

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - wykreślanki

No i chyba ostatni już wpis - wykreślanki. W sumie mógłbym ich nawet nie wymieniać. To lekkie, króciutkie gry, na które zawsze znajdzie się czas. Nie mam żadnego planu rozgrywania ich regularnie czy wyznaczania jakichkolwiek limitów. Nawet kilka minut wystarcza aby wyciągnąć kostki, ołówek i pozakreślać trochę pól na kolejnej stronie notatnika.

Ganz schön clever (u nas od niedawna dostępne jako "Rzuć na tacę") to modelowy przykład gry typu roll-and-write: rzucamy garścią kości, wybieramy kolor, notujemy wynik, z czasem odpalają się nam comba czy bonusy. Przyjemna.
Die Burgen von Burgund: Das Würfelspiel, czyli kościana wersja Zamków z Burgundii. Ciekawostką jest w niej to, że rzuca się raz dla dla wszystkich, zaś każdy z grających decyduje w jaki sposób wykorzystać wyrzucony wynik.
Welcome To... czyli "Miasteczko marzeń". Tutaj rzuty zostały zastąpione wykładanymi kartami.
To był te lepsze gry, wymienię jeszcze te słabe. Kościana wersja "Osadników z Catanu" jest jeszcze nudniejsza niż jej planszowa odpowiedniczka. Niemal nie ma tu mowy o jakimkolwiek decydowaniu - rzucamy aż wypadnie pasująca nam kombinacja. 
Władca Pierścieni. Też po prostu rzucamy, trzymając kciuki aby kombinacja pozwoliła nam przemieścić się w drodze do Mordoru.
Patchwork Doodle. Wykreślana wersja Patchworka. W sumie nie jest taka zła, choć nie wydaje się zbyt urozmaicona, efekt gry przeważnie jest bardzo zbliżony. A rozgrywka? Wybieramy karty pokazujące jaki kształ możemy u siebie zakreślić.
Wykreślanki to stosunkowo nowa moda, ale po sprawdzeniu kilku tytułów, czuję już nimi lekki przesyt, raczej nie palę się do kupowania kolejnych, ale parę z tych jakie mam, pewnie jeszcze od czasu do czasu wrócą na stół.

niedziela, 5 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - imprezówki

Co do grania w imprezówki, to nie mam zbyt wielkich nadziei. Kiedyś zdarzało się od czasu do czasu (zwłaszcza gdy zjawiło się więcej chętnych do gry), ale od pewnego czsu nie tylko poszły w odstawkę, ale i propozycja ich przywrócenia wywołuje głośną niechęć. No trudno. Ale gdyby się udało, brałbym pod uwagę poniżej wymienione.

Dixit to klasyk, to w niego nagraliśmy się najwięcej (bo on też był chyba pierwszą imprezówką z prawdziwego zdarzenia). Mam kilka talii dodatkowych, więc jest czym grać.
Imago to zabawa w układanie obrazków - rebusy dla niepotrafiących rysować.
Tajniacy są o ile interesujący, że to gra drużynowa.
Decrypto to najnowszy z imprezowych zakupów, bardzo ciekawa, ale udało się rozegrać tylko jedną czy dwie rundy. Gdyby była okazja, chętnie bym wrócił.
No i jeszcze Avalon - wariacja na temat "Mafii". Obawiałem się, że będzie w niej mało gry a więcej gadania, ale została zrealizowana na tyle przemyślnie, że nadal pozostaje grą a nie tylko "zabawą towarzyską". Prostsza i poręczniejsza alternatywa dla Battlestar Galactica.

sobota, 4 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - fillery

Jako osobną kategorię wyróżnię "fillery". Gry na tyle krótkie i sprawne, by dało się w nie zagrać oczekując na innych graczy (lub uzupełnić czas gdy skończymy grę podstawową a szkoda się jeszcze rozchodzić - kiedyś tak niekiedy bywało, ale ostatnio, czy to przez nadmiar cięższych, wymagających gier, czy przez marudzenie przy wykonywaniu ruchów, już się to praktycznie nie zdarza i częściej to spotkanie kończy się nim partia dobiegnie końca, trochę to smutne). Część z gier, które wymieniłem w poprzednich wpisach, spokojnie nadawałaby się do takiego zastosowania, zatem tu tylko te o których jeszcze nie wspomniałem.

Azul całkiem nieźle się sprawdza, bo jest prosty i nie zajmuje wiele czasu..
Sagrada to ta sama kategoria, ale w nią graliśmy chyba rzadziej.
Splendor jest bodaj jeszcze szybszy, ale nie wydaje się tak atrakcyjny jak układanie wzorów z kolorowych kafelków czy kosteczek, toteż mniej chętnie wyciągam go na stół.
Bawiliśmy się też z raz Kingdomino - prostą, ale szybką i sympatyczną grą w układanie królestwa.
Kakao to również mechanika kafelkowa, ale jest w niej ciut więcej interakcji.
No i jeszcze wymienię może Puerto Rico - w jego pełnoprawną wersję zagrywaliśmy się kiedyś po uszy (to była jedna z naszych pierwszych nowoczesnych gier planszowych), ale "jej czas przeminął". Wersja karciana (w oryginale San Juan) jest prostsza i szybsza (ale jedynie dla 4 graczy).
Gier starszych nie będę tu na razie wymieniał, może kiedyś zdobędę się na jakieś krótkie ich podsumowanie.

piątek, 3 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - planszówki kooperacyjne

Krótko o grach kooperacyjnych. Niektórzy lubią, inni nie trawią, ja z chęcią gram i mam nadzieję w kilka w tym roku jeszcze zagrać. Wspólną cechą większości z tych gier jest to, iż są na czterech graczy. Widać to musi być ulubiona liczba projektantów. Ale nauczyliśmy się sobie z tym radzić.

Spirit Island wymienię jako pierwsze, bo to moje niedawne znalezisko, które zachwyciło mnie od pierwszego wejrzenia. Świetny temat, gra złożona, wymagająca, różnorodne moce, karty, cechy duchów urozmaicają rozgrywkę. W przeciwieństwie do wielu koopów, ten nie cierpi na syndrom lidera (co może być przeszkodą - lider potrafi pomóc, naprowadzając innych gracz, jeśli któryś zapomniał reguł lub nie chce mu się wysilać; tutaj każdy jest zbyt zajęty kombinowaniem nad swoimi kartami, by myśleć jeszcze za innych). Niestety, przez ten poziom skomplikowania, lepiej byłoby uruchamiać ją częściej niż dwa razy do roku - przy takiej częstotliwości będzie pewnie trzeba za każdym razem na nowo tłumaczyć zasady.
Aeon's End to kolejna gra, która powinna zyskiwać przy częstszym graniu, a przy rzadszym może niestety wymagać za każdym razem nowego wprowadzania. Opiera się na mechanice deckbuildingu, który tak lubiłem w Dominionie i który tutaj też świetnie się sprawdza. Co prawda paru graczy się na nią jeży, może dlatego że kilka pierwszych podejść było przegranych, ale moim zdaniem to świetnie, że gra stanowi wyzwanie.
Ostatni Bastion to nowa, przemalowana wersja Ghost Stories. Poprzedni temat był ciekawszy i bardziej oryginalny, tutaj postawiono na "sztampowe" fantasy, ale za to wygładzono i dopracowano ją mechanicznie, dzięki czemu gra się płynniej i sprawniej. I nadal stanowi wyzwanie. Gra jest przyjemna, tak jak i poprzedniczka. Nie na tyle może, bym chciał się nią bez przerwy zagrywać, ale na tyle by odpalić raz na jakiś czas.
Pierwsi Marsjanie z kolei to nowa wersja Robinsona, który dostarczył niegdyś nam wiele zabawy. W Marsjan mieliśmy okazję zagrać raz i jeśli ma wracać, to najlepiej w kilku sesjach ciągiem, bo jest mechanicznie dość skomplikowana (a dobrze byłoby nie zapomnieć reguł), a ponadto ma jakąś tam mechanikę następujących po sobie scenariuszy.
This War of Mine - w tę jeszcze nawet nie zagraliśmy, ale też ma jakieś mechanizmy legacy, więc lepiej byłoby zarezerwować sobie na nią parę kolejnych sesji.
Skoro wspomniałem o Robinsonie, wspomnę o nim raz jeszcze. Co prawda przeszliśmy kiedyś wszystkie podstawowe scenariusze, ale skoro jednokrotnie ukończenie gry kompetytywnej nie sprawia że nie warto już do niej wracać, to czemuż ukończenie gry kooperacyjnej miałoby to robić? Ponadto dostępne są scenariusze dodatkowe, zarówno od autorów jak i jakieś fanowskie projekty. Może kiedyś uda się ją przywrócić na stół. Bo była bardzo przyjemna.
Mage Knight - wymieniam go razem z koopami, choć oferuje również tryb współzawodnictwa. Jest to jednak gra na tyle długa, złożona i wymagająca, że nie odważyłbym się chyba jej wyciągać inaczej niż do koopa. Wtedy można sobie jeszcze pomagać, doradzać, a gdy każdy zacznie kombinować jak ugrać najwięcej, gra będzie ciągnąć się w nieskończoność. Zwłaszcza przy czterech graczach (scenariusze koop są zdaje się tylko do 3 graczy). A i tak nim ją przyniosę, będę musiał na dłużej siąść sam, aby opanować reguły, bo w przeciwnym razie nie ma co liczyć na płynną rozgrywkę. Złożoność gry potrafi być atutem, ale potrafi też być przeszkodą.

czwartek, 2 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - planszówki dla 4 graczy

W poprzednim wpisie wymieniłem (pechowo) 13 gier w które możemy grać w piątkę. Pewnie nie we wszystkie będziemy, ale niech to istnieje jako możliwość. Pora na gry do czterech osób. Może będę starał się je wyciągać na stół, gdy nie będzie kompletu, może uda się czasem coś rozegrać nim się wszyscy zbiorą, a kto wie, może będzie zgoda na rozegranie w konfiguracji z parą. W grach kooperacyjnych nie było z tym problemu, ale nie mamy zbyt wielu doświadczeń z takim graniem w gry kompetytywne.

Zacznę od najpoważniejszych i najsmakowitszych tytułów. Pulsar 2849 bardzo szybko przypadł mi do gustu. Choć wizualnie nie zachwyca i na pierwszy rzut oka może wydawać się ciężki i przekombinowany, zachwyciło mnie jak płynnie i sprawnie chodzi ta gra. Daje wiele możliwości, ale wszystkie są sensowne i ciekawe, samo granie daje mnóstwo radości. Na pewno będę chciał by wracała na stół.
Zamki Burgundii. To już lżejszy kaliber, ale również zaskakująco przyjemna gra, która szybko przypadła mi do gustu. Chętnie do niej wrócę.
Underwater Cities to gra twórcy Pulsara i na pierwszy rzut oka zdawała się idealnie trafiać w mój gust. Temat bardzo ciekawy, mechanicznie przywodzi na myśl moją ukochana Agricolę czy Kawernę. Jednak po pierwszych rozgrywkach mam wątpliwości, gra wydaje się bardzo ciasna, łatwo się zablokować, zatkać brakiem surowców. Może po prostu jest dla mnie zbyt ciężka? Ale chętnie dam jej jeszcze szansę.
Znalezione obrazy dla zapytania: podwodne miasta"
Uczta dla Odyna. Prawdziwie soczysty kąsek. Pierwsze podejście do niej nie skończyło się najlepiej (właściwie w ogóle się nie skończyło), potem trochę przeleżała w szafie (ciężko było mi się z nią rozstawać bez kolejnej szansy), wreszcie spróbowałem jej solo, poznałem nieco lepiej zasady, później rozegraliśmy jedną grę i... na razie tyle. Moja aktualna opinia - rewelacja. Rzeczy co do których miałem wątpliwości (przekombinowanie z układaniem zasobów na planszy) okazały się całkiem proste i sprawnie działające, gra natomiast daje ogrom możliwości, mnóstwo dróg rozwoju, ciężko właściwie o sytuację gdy "nie ma co robić". Może kluczem jest nie traktować jej zbyt łamigłówkowo, próbując od razu wykombinować wygrywającą strategię, a raczej podejść jak do sandboksa - robić to, na co aktualnie ma się ochotę. Po paru niepewnych turach ("ale co właściwie mam robić?") gra zaczyna się nagle toczyć i kręcić.
51. Stan. Polubiłem tę serię od pierwszej części, a ta jest najlepsza ze wszystkich. Podboje, umowy i wystawianie lokacji, produkcja surowców i przetwarzanie ich w punkty, żonglowanie kartami i robotnikami - jeszcze nie zdążyło mi się to znudzić i póki to nie nastąpi, zamierzam do niej wracać.
Już tak bez specjalnego przekonania wymienię jeszcze Cywilizację: Poprzez Wieki. Świetna, ale długa gra. Co znacząco zmniejsza szansą by wylądowała na stole. Ale może jeszcze raz czy dwa znajdzie się okazja, by do niej zasiąść.
No i Projekt Gaja - tu sytuacja podobna jak z Wojną narodów. Gra jeszcze nie była ograna (szczerze mówiąc, nawet nie wycisnąłem żetonów), ale będzie trzeba w końcu wyciągnąć ją na światło dzienne i przedstawić światu. To następczyni Terra Mystiki. No ale Terra byłą na pięciu, a ta jest jedynie na czterech. Co stawia ją w trudnej sytuacji. Ale być może kiedyś się uda.
Jeszcze mam w pamięci kilka tytułów, które mogłyby tu trafić, ale to mniejsze gry, wiec może zachowam je na osobny wpis.

środa, 1 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - planszówki dla 5 graczy

Postanowienia noworoczne to prawdopodobnie bardzo głupi pomysł, ale nie mogę się oprzeć, by jednego nie podjąć. Takiego otóż, by w tym roku zagrać w każdą z posiadanych gier przynajmniej dwa razy. Zaś tych, w które zagrać się nie uda, w końcu się pozbyć. No bo skoro gra nie jest grana, to czegóż ma mi zalegać w szafie i denerwować swoją obecnością? Nie dotyczy to rzecz jasna tych gier, które darzę zbytnim sentymentem i chcę trzymać, mimo iż nie gram. Czy to dla miłych wspomnień czy nadziei że może kiedyś jednak, jednak zdarzy im się wrócić na stół. Dwa razy w roku mogą nie wydawać się ogromną wartością, ale biorąc pod uwagę liczbę gier, które posiadam, oraz to że nie jestem jedynym decydującym o tym, która z nich tym razem powędruje na stół, to i tak sporo. I naprawdę nie wiem jaką część mojej biblioteczki uda mi się przekopać. Ten wpis służyć ma właśnie ułożeniu sobie w głowie listy gier, na których powinienem się skupić. Tak jak bowiem Mamoniowi podobają się melodie, które już słyszał, tak i my zazwyczaj lubimy rzeczy które znamy. Dotyczy to też gier. Lubię nowości, ale mało która gra urzekła mnie od pierwszego zagrania - zazwyczaj to dopiero kolejne partie sprawiają więcej przyjemności, gdy pamiętamy już zasady, rozumiemy mechanizmy. Warto te najciekawsze gry częściej wyciągać na stół, aby choćby samemu sobie dać szansę na lepsze ich poznanie i polubienie. Aż szkoda jak wiele gier po kilku (niekiedy dosłownie paru) rozgrywkach powędrowało do szafy. Pora je stamtąd wyciągnąć.

W tym wpisie zajmę się jedynie poważniejszymi tytułami dla pięciu graczy. Pomijam wszelkie imprezówki, wykreślanki, inne popierdółki (na nie i tak zawsze znajdzie się czas, czy to jako przerywnik, czy jako wstępniaczek), a także coopy (to osobna kategoria, więc poświęcę im oddzielny wpis), no i gry dla czworga. Wiele z nich bardzo lubię, ale gdy jest nas piątka, raczej nie będą wyciągane - niby można zawsze grać w parze, ale w grach ze współzawodnictwem jest to nieco niekomfortowe (albo po prostu jeszcze do tego nie nawykliśmy). Ale napiszę o nich innym razem.

A zatem, na pierwszy ogień - Kawerna. Gra już dość wiekowa, w którą swego czasu sporo się nagraliśmy, ale uważam że nie dość i te dwa grania w roku jej się po prostu należą. Bardzo ciekawa, złożona, dająca wiele swobody i sprawiająca mnóstwo przyjemności. Nie chcę na swej liście gier starych i wielokrotnie granych, uważam że ich czas minął, ale tę jedną chcę. Celowo pomijam Agricolę, gdyż uważam że Kawerną wypełnia tę samą niszą, zastępuje ją. Do tamtej też mógłbym wrócić, ale nie bez ponaglania. Potrzymam na półce z sentymentu.
Terra Mystica to kolejna z gier, które mam dość długo, ale w przeciwieństwie do Kawerny, wcale nie była zbyt często grana. Swego czasu zagraliśmy w nią kilka razy i... na parę lat powędrowała na półkę. Jakiś czas temu wróciła na stół i okazała się o wiele lepsza, niż ją zapamiętałem. Nie wiem czy to mój gust się zmienił, czy dojrzałem jako gracz do tak złożonych tytułów, ale pokazuje to, że warto czasem odkurzyć niedocenionego starocia. Być może stworzę jakąś osobną listę gier w które powinienem zagrać jeszcze przynajmniej raz, aby sprawdzić czy nie zmieniłem co do niech zdania.
Ostatni starość to Age of Industry. Pierwszy był rzecz jasna Brass, który był znakomity i chętnie w niego grałem, no ale był na czterech, a AoI na pięciu - to zadecydowało, że częściej lądował na stole. I uważam że należy mu się, by jeszcze z dwa razy w tym roku wylądował.
Teraz pora na (względne) nowości: Architekci Zachodniego Królestwa - kupiona całkiem niedawno, rozegrana zaledwie raz. Jej atutem jest to że jest stosunkowo prosta. Stawianie budynków przypomina nieco Cytadelę, a posyłanie robotników Stone Age. Warto sprawdzić, czy kolejne rozgrywki wrzucą ją na poziom gier "dobrych", "bardzo dobrych", czy "ot, niezła, ale nic specjalnego".
Viticulture - również zaskakująco prosta i przyjemna gra o wytwarzaniu wina. Nie jest konkurencją dla tych prawdziwie ciężkich, mózgożernych tytułów, ale z lekkich worker-placement to bodaj moja ulubiona.
Orlean - zabawa w wyciąganie poddanych z woreczka i zbieranie serów po mapie. Po kilku rozgrywkach bardzo mi się spodobała. Na pewno warto wyciągnąć ją jeszcze parę razy, by przekonać się czy tak zostanie.
No i specjalne wyróżnienie: Root. Gra, która zachwyciła mnie gdy tylko więcej się o niej dowiedziałem, a i pierwsze rozgrywki w żadnym razie mnie nie zawiodły. Jest konfliktowa i agresywna, ale w sposób jaki lubię i akceptuję. Wiem już niestety, że przez tę agresywność, próba wyciągnięcia jej na stół może wzbudzić pewne protesty, zatem będzie pewnie tam lądowała jedynie przy niepełnym gronie. O ile w ogóle. A szkoda.
I gdybym musiał maksymalnie ograniczać listę, to pewnie przerwałbym tutaj. Ale pozwolę sobie wymienić jeszcze kilka, na które nie mam tak wielkiego ciśnienia i jeśli okaże się że nie wylądują na stole obiecane dwa razy (albo nawet i choćby jeden raz), i dane słowo zmusi mnie do ich sprzedaży, to, no cóż, trudno.

Scythe. Choć niektórzy z nas boją się jej, uznając za agresywną i konfliktową, to jednak przede wszystkim gra ekonomiczna. I choć nie jest zła, to jednak chyba więcej sobie po niej obiecywałem, niż otrzymałem. Ale nim powiem jej "do widzenia", chętnie dałbym jej jeszcze jedną szansę. Lub dwie.
Nieco podobnie mam z Wyspą Skye. Dość prosta, oparta o budowę włości z kafelków, ale nie zachwyciła mnie szczególnie (być może przez mechanizm licytacji, za którym nie przepadam). Ale jestem gotów dać jej jeszcze szansę.
Kolejna "konfliktowa" gra to Small World. I znów przez tę konfliktowość obawiam się protestów gdy zechcę ją przynieść. Ale choć ja gier wojennych nie lubię, to tę właśnie lubię (bo nie jest tak naprawdę wojenna). Grana sporo i pewnie nie wrzucałbym jej na listę, ale mam wersję "Podziemia", więc warto od czasu do czasu ją odświeżyć.
Mocny staroć to Na chwałę Rzymu. Tu szansę na powrót na stół zmniejsza to, że gra jest dość złożona i do porządnego grania warto dobrze poznać karty. Czyli by lądowała na stole częściej niż te dwa razy do roku. A na to się raczej nie zanosi.
Równie stara, ale z większymi szansami jest 7 Wonders. Większymi, bo gra jest dużo, dużo prostsza. Łatwiej (i szybciej) można sobie przypomnieć reguły, a da się grać (i mieć z tego frajdę) nawet bez świetnej znajomości talii.
No i dla porządku - gra którą mam, ale jeszcze nie była grana. Wojna narodów. Oby nie musiała czekać cały rok na swoją kolej.
Czego nie wymieniłem? Kilku maksymalnych staroci, których nie chciałbym już wyciągać. Niektóre z nich, przyznaję, kiedyś bawiły, sprawiały sporo radości, może nawet darzę je pewnym sentymentem, ale uważam że ich czas już się skończył i nie ma co do pewnych rzeczy wracać. Inne z nich zwyczajnie zawiodły lub zostały wyparte przez lepsze i nawet jeśli swego czasu były grane, to wątpię bym chciał robić to ponownie. Czas zamknąć pewien rozdział i patrzeć w przyszłość. Przecież nadal jakieś nowe gry chcę jeszcze w tym roku kupować (na kilka mam nawet oko). Je też trzeba będzie kiedyś ograć.