czwartek, 31 maja 2012

Skyrim - daedryczne żądania

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Odwiedzając po długiej przerwie wschodnie rubieże Skyrim, zawitałem ponownie do świątyni Azury - czuwającej tam kapłance obiecałem niegdyś odzyskanie gwiazdy Azury - daedrycznego artefaktu zagrabionego przez żądnego mocy czarownika. Gwiazdę odzyskałem, lecz nie miałem dotąd okazji by ją odnieść. Aż do teraz. Gdy przybyłem, kapłanka nawiązała kontakt ze swą boginią, a ta wkrótce zwróciła się do mnie bezpośrednio. Okazało się, że samo odzyskanie kryształu to za mało - został on bowiem zajęty przez owego czarownika, który tym sposobem uzyskał nieśmiertelność (choć delektował się nią w dość ciasnym miejscu). Aby go wypędzić, musiałem również wejść do środka i pokonać go w walce. Gdy było po wszystkim, kryształ został oczyszczony, a Azura powierzyła go mojej opiece. Jako że działa on jak kryształ duszy, tyle że wielokrotnego użytku, wydaje się bardzo przydatnym i poręcznym artefaktem.
To jednak nie koniec moich kontaktów z daedrami. Skuszony mocą, jaką oferują, zacząłem rozglądać się za innymi okazjami wypełnienia ich (dość nietypowych) oczekiwań. Odwiedziłem między innymi położoną w górach świątynię, gdzie czczony był Boethia - daedryczne bóstwo zdrady. Akolici zaproponowali mi, bym dołączył do ich kultu i przyprowadził ufającą mi osobę by złożyć ją w ofierze. To zabawne, wrogi ich kultowi Molag Bal zażądał ode mnie tego samego - nie oczekując jednak nieświadomej i przypadkowej osoby, lecz jakiegoś czciciela Boethii. Szkoda, że żaden z tutejszych kapłanów nie okazywał ochoty by pójść za mną. Za to w drodze od Markarth odnalazłem jednego - uwięzionego przez Forswornów. Uwolniłem go, zdradzając niebacznym słowem prawdziwy motyw. Ten, choć zdawało się, że mnie przejrzał i tak udał się do nawiedzanego przez Molag Bala domu - myślał pewnie, że jest bardzo sprytny i zdoła wygrać z daedrą. Gdy też tam podążyłem, miałem ochotę roześmiać się w głos - odnalazłem go bowiem uwięzionego w pułapce daedry. Głos bóstwa polecił mi uśmiercić kapłana, co uczyniłem bez najmniejszego żalu czy wyrzutów. Nagrodą była broń - kolejny artefakt do mej kolekcji. Czas poszukać jakiegoś biednego naiwniaczka do ofiarowania Boethii.
150:59, poziom 53

środa, 30 maja 2012

DnD Next - pierwszy test walki

Dwóch graczy, garść potworów, walka, walka, walka. Zazwyczaj gramy własnie tak, więc tak testowaliśmy (to znaczy graczy jest więcej, ale starcia wypełniają większość sesji). Jak to wypada tutaj? Blado. Głównie przez uproszczenia.

wtorek, 29 maja 2012

Halo: Combat Evolved Anniversary

Remake gry dość już wiekowej i znanej, w którą miałem okazję grać (zarówno solo jak i w coopie), choć nigdy nie ukończyłem. Może teraz się uda.
Ukończyliśmy już trzy rozdziały - ewakuację z atakowanego okrętu ludzi, szukanie rozbitków na Halo i wdarcie się na okręt Przymierza w celu uratowania pojmanego kapitana.

Lara Croft and the Guardian of Light

No dobra, gra wymaksowana - poziomy ukończone, znajdźki zebrane, czasówki zrobione, wszystkie osiągnięcia zdobyte. 200 punktów.

Gra nie była trudna, ale parę zadań wymagało koncentracji. Ogólnie - bardzo przyjemna, oceniam ją pozytywnie. Zapewne sporo uroku dodawał jej coop i wspólne pokonywanie wyzwań.

niedziela, 27 maja 2012

DnD Next - (pierwszy) rzut oka

Jako, że już dostałem (i przejrzałem) playtestowy pakiecik do nowej edycji dedeków, pozwolę sobie na zanotowanie kilku przemyśleń. Pakiet składa się z kilku osobnych plików - zasad, przygody, bestiariusza, pięciu przygotowanych postaci. Zasady, choć skrócone i zapewne dalekie od ostatecznych, pozwalają zorientować się w tendencjach i prądach, jakim poddaje się ta edycja.

Skyrim - wielka ucieczka

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Przekonałem się, iż wbrew obiegowym opiniom, owszem, istnieje ucieczka z więzienia w Cidhna Mines. Wtrącony tam, nie zamierzałem tracić czasu na kopanie srebra - a straż nie poświęcała więziom wiele uwagi, nie licząc cotygodniowego odbierania urobku - mogłem zatem spokojnie powęszyć. Wkrótce udało mi się dotrzeć do samego Madanacha - króla w łachmanach - przywódcy Forswornów. Żył sobie tutaj w miarę komfortowo i oczywiście planował ucieczkę. Choć jego dola i jego sprawa nie obchodziły mnie w najmniejszym stopniu, postanowiłem okazywać mu przychylność, aby się stąd wydostać. Łatwo go przekonałem i niedługo potem wraz z nim i grupą jego ludzi umknąłem prowadzącym przez krasnoludzkie ruiny tunelem. Gdy wyszliśmy do Markarth i odzyskałem swoje dobra, postanowiłem czym prędzej się ulotnić, zostawiając walczących ze strażą towarzyszy.
A teraz siedzę na koniu.
146:12, poziom 53

piątek, 25 maja 2012

Braid

Szybko poszło.
Gra skończona. Oczywiście z zebraniem wszystkich puzzli (inaczej sobie tego nie wyobrażam) i oczywiście bez robienia czasówek, gdyż ich zasadniczo nie lubię i robię jedynie w wyjątkowych okolicznościach (np. jak są łatwe, cha cha cha). Tutaj nawet nie podchodziłem, bo chciałem zrobić sobie miłą przerwę, a nie frustrować się niepotrzebnie. Czas wracać do Skyrim.

czwartek, 24 maja 2012

Lara Croft and the Guardian of Light

Już, już, prawie skończona. Zostało ostatnie wyzwanie - czasówka w jednym z etapów. Poziom jest dość zawiły, wymaga biegania wśród ogni, skakania po zapadniach, biegania po obracających się platformach, a nawet dwóch walk. Łatwo zginąć lub stracić cenne sekundy. Całość to 5 czy 6 minut - więc (na szczęście) nie ma zbyt wiele powtarzania. Zrobiliśmy jedną czy dwie próby (licząc tylko te "na poważnie", bo były też osobne przejścia dla punktów i znajdziek), nie brakuje nam wiele, odrobina skupienia i uwagi, i powinno wskoczyć. Gra dostarczyła już nam sporo świetnej zabawy, ale dla maksimum satysfakcji trzeba wycisnąć ją do cna - do ostatniej kropelki nektaru zajefajności.

środa, 23 maja 2012

Braid

Aby nieco odetchnąć od gęstego klimatu i bogatego świata Skyrim, potrzebowałem małego skoku w bok i niedużej gierki, która zapewniłaby mi nieco odmiany. Oczywiście nie wchodziło w grę nic wielkiego czy obszernego (nie chciałem zostawiać Skyrim na długo). Na tę potrzebę znakomitą odpowiedzią okazał się Braid.
Gra już niemłoda (premierę miała w 2008), ale jakoś mnie ominęła, więc pora nadrobić zaległości. Jest to niezwykle przyjemna (również dla oka, ale nie tylko) platformówka nawiązująca do 8-bitowych klasyków gatunku. Z twistem. A nawet paroma twistami. Z których większość zasadza się na manipulacji czasem. Gra wymaga nieco gimnastyki szarych komórek oraz niekiedy wykazanie się sprawnością manualną, ale nie jest przesadnie trudna. Na pewno nie jest też długa - zrobiłem już 2 światy z (prawdopodobnie) pięciu. Swoje zadanie spełnia zatem znakomicie.

wtorek, 22 maja 2012

Skyrim - duchy i spiski Markarth

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Gdy zszedłem do Sal Umarłych w Markarth, gdzie zagnała mnie wieść o bezczeszczonych szczątkach, powitał mnie kobiecy głos odbijający się echem po wnętrzu krypty. Słowa o głodzie wzbudzały niepokój, ale szedłem dalej, aż stanąłem naprzeciw Eoli, która powitawszy mnie, poczęła czarować i kusić wizją sycenia się ciałami zmarłych. W jej głosie było coś, co nie pozwalało mi wystąpić przeciw niej. Poprosiłem jedynie, by opuściła to miejsce, zostawiwszy w spokoju tutejszych nieboszczyków. Przystała na to chętnie, a odchodząc zachęciła mnie do odwiedzenia Reachcliff i dołączenia do wyznawców Namiry - daedrycznej bogini rozkładu. Nieco skołowany wróciłem do Markarth, nikomu jednak o tym nie powiedziałem. To jednak nie koniec niezwykłych wydarzeń, ani daedrycznych bogów. W nawiedzanym domu znalazłem zbezczeszczony ołtarz Molag Bala - pana dominacji, zaś głos bóstwa rozkazał mi wywrzeć jego zemstę na wyznawcach Boethiaha - pana zdrady - którzy się tego dopuścili.
Sporo czasu poświęciłem też na zbadanie sprawy morderstwa, którego świadkiem byłem pierwszego dnia pobytu. Wypytując mieszkańców o mordercę i ofiarę - byli im dobrze znani - odkryłem misterny spisek, dotykający najznaczniejszych osób w tym mieście. Forsworni nie tylko (wbrew zapewnieniom władzy) byli obecni w Markarth, ale ich przywódca - Madanach - był przetrzymywany w więzieniu-kopalni rodziny Silver-Bloodów, skąd kierował swą rebelią. Układ był prosty - Silver-Bloodzi zapewniali mu bezpieczeństwo i względną swobodę, za co wykorzystywali rebelią dla własnych korzyści. Ale układ zaczął się sypać i sprawy wymykać spod kontroli. Moje śledztwo na pewno nie było nikomu na rękę i parę razy próbowano mnie zastraszyć a nawet zabić, a gdy zebrawszy większość informacji o spisku niosłem je Eltrysowi (towarzyszył mi w śledztwie od początku, biedaczek zapewne już nie żyje), zatrzymała mnie straż, oskarżając o wszystkie morderstwa jakie ostatnio miały miejsce. Mogłem z nimi walczyć i zapewne bym ich pokonał, ale wówczas mnóstwo pytań pozostałoby bez odpowiedzi. Wiedziałem, że muszę zobaczyć się z Madanachem, ale by to osiągnąć, musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Poddałem się. I tym oto sposobem dostałem się do kopalni Cidhna - więzienia, z którego (podobno) nie ma ucieczki.
143:36, poziom 52

sobota, 19 maja 2012

Skyrim - pod Markarth

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Nie licząc nieoczekiwanego przebudzenia się w Markarth (gdyż tak, jak się okazało, nazywa się miasto, do którego dotarłem). Samo miasto zrobiło na mnie spore wrażenie - te wszystkie wodospady i schody, można się wśród nich pogubić. Leży na dalekim zachodzie prowincji, dotąd nie miałem potrzeby tam się zapuszczać, ani okazji go zwiedzić. I nie żałuję tej wyprawy. Miasto zbudowano na ruinach starożytnej dwemerskiej metropolii, a rządzi nim rodzina trzymająca rękę na kopalniach srebra. Pobywszy w nim przez chwilę, miałem okazję zorientować się w miejscowych konfliktach, a nawet być świadkiem morderstwa na środku miejskiego rynku - jakiś szaleniec zadźgał kobietę, prawdopodobnie był członkiem plemiennej wspólnoty wyklętych - forswornów walczących na równi z Imperium i Nordami.
Bardziej jednak interesowały mnie ruiny Nchuand-Zel - dwemerskiej metropolii pod Markarth. Zapuściłem się w nie pod pozorem pozbycia się gigantycznego pająka nękającego pracujących tam czarodziejów, ale korzystając z okazji zwiedziłem je sobie dokładnie. Znalazłem przy tym ciała członków poprzedniej ekspedycji (oraz całkiem sporo nadal żywych falmerów), z notatek i dzienników zdołałem dowiedzieć się więcej o ich badaniach i losie. Jak się okazało, próbowali uaktywnić obronne mechanizmy miasta, ale im się nie powiodło. Dokończyłem za nich to zadanie. Mam nadzieję, że przysłuży się to miastu.
140:27, poziom 51

piątek, 18 maja 2012

Skyrim - zawody w piciu

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Po wydarzeniach związanych ze śmiercią Kodlaka i Towarzyszami, zabawiłem jeszcze czas jakiś w Whiterun, po czym skierowałem się do Winterhold, do Akademii. Tam porozmawiałem z Phinisem Gestorem na temat mistrzowskich zaklęć domeny przyzwań. Uradziliśmy, aby przywołać wolnego Dremorę i zmusić go do dostarczenia komponentu koniecznego do badań - pieczęci z bramy otchłannej. Phinis wolał nie ryzykować, musiałem więc zająć się tym sam - przygotował tylko miejsce na jednej z wież, a ja przyzwałem niespętanego Dremorę użyczonym mi zaklęciem. Ten oczywiście nie miał ochoty współpracować i od razu rzucił się na mnie. Kilka lodowych włóczni zmusiło go do odwrotu. Przyzwałem ponownie, ale rzecz zakończyła się tak samo. Dopiero za trzecim czy czwartym razem uznał swą porażkę i niechętnie zgodził się mi służyć. Nie próbował już żadnych sztuczek czy podstępów, tylko przyniósł mi to, o co go prosiłem. Szybko udałem się do Phinisa, a ten opracował mistrzowską wersję zaklęcia przyzywającego płomiennego atronacha - ta wersja przyzywała go na stałe, a nie na minutę. Wspaniała rzecz, będę musiał koniecznie je wypróbować.
Potem wróciłem do Whiterun, gdzie spędziłem nieco czasu w towarzystwie miejscowych. W tamtejszej karczmie przysiadłem się do Sama Guevenna, którego widziałem tu już jakiś czas temu i proponował mi wówczas zawody w piciu. Wówczas nie miałem na to czasu ni ochoty, ale teraz pomyślałem sobie - dlaczegóż by nie? Czasem trzeba się rozerwać. Stawką miała być laska o nieznanych mi właściwościach, ale i tak nie robiłem tego dla nagrody. Wychyliłem pierwszy kielich, potem drugi, potem chyba trzeci, chociaż nie jestem pewien. Wydaje się, że zwyciężyłem, bo Sam zrezygnował, ale potem chyba gdzieś mnie zabrał. Nie pamiętam gdzie poszliśmy, w każdym razie obiecywał morze wina. Ocknąłem się w zupełnie nieznanym mi miejscu (które wyglądało na świątynię), z potwornym bólem głowy i surowo spoglądającą na mnie kapłanką. Chyba narobiłem sobie kłopotów.
132:24, poziom 50

wtorek, 15 maja 2012

Lara Croft and the Guardian of Light

Dalszy ciąg coopowego wybierania secretów i wyciskania czasówek. Gdzieś połowę leveli mamy już wymaksowane, w tym te ostatnie - a co za tym idzie, najlepsze artefakty, relikty i bronie już zebraliśmy. Jeszcze jedno posiedzenie i powinno wskoczyć 100%.

sobota, 12 maja 2012

Skyrim - duch wilka

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Zaczęło się od pogrzebu Kodlaka i rozmowy na temat jego ostatniej woli. Potem przejrzałem jego dziennik i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Nie tylko o tym, że szukał sposobu, by wyrzec się swej wilczej części i móc odejść jak Nord - do Sovngarde. Kwestie wiary i przekonań religijnych niezbyt mnie interesują, choć staram się je szanować. Dowiedziałem się jednak również o zaufaniu, jakim mnie darzył i nadziei, jaką we mnie pokładał. Ponieważ udało się zebrać wszystkie części Wuuthrad i wykuć z nich broń na nowo, to choć nie wszyscy z Kręgu podzielali lęki Kodlaka, zdecydowali się spełnić jego ostatnią wolę.
W tym celu udaliśmy się do Grobu Ysgramora, gdzie stawiliśmy czoła próbom (jak uważali moi Towarzysze, z mojej perspektywy wyglądało to na ataki nawiedzających nekropolię duchów) i dotarliśmy do głównej sali, gdzie przy ogniu grzał się duch Kodlaka. Udało mi się z nim porozmawiać, stąd dowiedziałem się, co mam robić dalej - cisnąłem w ogień głowę wiedźmy, którą nadal miałem przy sobie. W tym momencie duch Kodlaka rozdzielił się na dwoje - człowieka i wilka. Aby uwolnić człowieka od bestii, musiałem pokonać ją w boju. Gdy jej duch prysł, Kodlak nie posiadał się z radości i ogłosił mnie kolejnym heroldem Towarzyszy - co było najwyższą godnością (którą uprzednio piastował sam Kodlak), choć nie wiążącą się chyba ze specjalnymi przywilejami ni obowiązkami, Towarzysze nie mieli bowiem formalnego przywódcy. To wyróżnienie było zaskoczeniem zarówno dla mnie, jak i moich towarzyszy, ci przyjęli je jednak bez słowa sprzeciwu - widać moim krótkim pomiędzy nimi pobytem zdołałem już zaskarbić sobie ich szacunek.

Tymczasem wyszedłem na mroźne powietrze, by rozważyć spokojnie parę rzeczy, a może i nabrać odwagi. Czuję, że wkrótce kolejna głowa wiedźmy powędruje do ognia Ysgramora, a ja ponownie zmierzę się z duchem wilka. Tym razem własnym.
130:21, poziom 48

piątek, 11 maja 2012

Skyrim - krew i honor

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. To chyba efekt mego zaangażowania w prywatną zemstę Aeli i wojnę Towarzyszy ze Srebrnorękimi. Jakiś czas temu miałem nawet rozmowę z Kodlakiem, co prawda nie poruszył tematu, ale dał znać, że wie o tym, co robimy. Zlecił natomiast (zapewne aby gdzie indziej skierować moją uwagę), bym udał się do Glenmoril i wymordował gnieżdżące się tam wiedźmy, w jakiś sposób powiązane z historią (dość już starożytną) Towarzyszy, czy raczej ich wilkołactwa - dla jednych błogosławieństwa, dla innych przekleństwa - jakie spadło na nich przed wieki. Podejrzewając religijną naturę tej prośby i że jest to dla niego formą odkupienia, udałem się tam i zdobyłem krwawe trofea - głowy wiedźm.

Gdy wróciłem do Whiterun, wokół Jorrvaskr gromadził się przejęty tłum, a gdy wszedłem do środka, poznałem przyczynę zgromadzenia - Srebrnoręcy wdarli się tam pod mą nieobecność i choć atak został odparty, stary Kodlak przypłacił to życiem. Zabrali również wszystkie fragmenty Wuuthrad, które ozdabiały jedną ze ścian głównej sali. Sytuacja i okoliczności nie pozostawiały mi wyboru - krew musiała zostać zmyta krwią, honor tego wymagał - choć więc zdawałem sobie sprawę, że nakręcająca się spirala przemocy przyniesie tylko jeszcze więcej śmierci i nieszczęść, poprzysiągłem przed Towarzyszami zniszczyć Srebrnorękich. Nie tracąc czasu, wyruszyłem w towarzystwie Vilkasa, dokonałem zemsty i odebrałem skradzione fragmenty pradawnego oręża. Zdążyliśmy wrócić na pogrzeb.
128:44, poziom 48

wtorek, 8 maja 2012

Lara Croft and the Guardian of Light

Gra skończona. No cóż, mieliśmy tylko jeden level do zrobienia. Ale nie poprzestaliśmy na tym. Teraz trzeba wziąć się za nią od nowa, aby zebrać wszelkie brakujące secrety, znajdźki, porobić wyzwania, połapać osiągnięcia. Robimy zatem level za levelem, uważając na każdą rzecz, na którą nie uważaliśmy przedtem. Czasówki pewnie zostaną na sam koniec (choć jedną czy dwie już trzasnęliśmy).

sobota, 5 maja 2012

Skyrim - Fjori i Holgeir

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Zwiedzałem akurat jaskinie i inne niedostępne miejsca w górskim paśmie na wschodzie Skyrim, gdzieś pomiędzy Windhelm a Riften. Tak dotarłem do Ansilvund - starożytnego grobowca położonego w pobliżu zrujnowanej wieży, aktualnie aktywnie plądrowanego przez nekromantów, wykorzystujących nieumarłych w roli taniej siły roboczej. Gdy przechodziłem przez zrujnowane korytarze, usłyszałem, czy może raczej poczułem, głos ów rozległ się bowiem w mej głowie, wezwanie Lu'ah Al-Skaven, odgrażającej mi i płonącej wściekłością. Mimo rzuconych mi naprzeciw zastępów nieumarłych, nekromantów, licznych pułapek i zagadek, parłem naprzód, chcąc zbadać naturę tego zjawiska.
Tak i dotarłem wkrótce do rozległej komnaty, w której szalona nekromantka stała nad ciałem swego dawno zmarłego męża. Historię tę poznałem później, gdy miałem możliwość przewertowania jej dziennika i notatek. Póki co, bardziej zajęła mnie walka z dwójką potężnych nieumarłych - Fjori i Holgeirem - znanej w Skyrim pary kochanków i bohaterów: łowczyni i wojownika, o których czytałem już wcześniej w księdze, a których złożono w tym właśnie grobowcu. Jak się okazało, Lu'ah Al-Skaven zamierzała w ciała zmarłych bohaterów przenieść duszę swego męża i swoją. No cóż, nie udało się jej. Gdy wszyscy legli już martwi, z ciał Fjori i Holgeira podniosły się dwa duchy i nim rozpłynęły się w niebycie, podziękowały mi za uwolnienie z opresji. Dobrze wiedzieć, że ktoś okazał się zadowolony z takiego obrotu spraw. Ja również nie narzekałem, bowiem wśród rzeczy nekromantki odnalazłem księgę z zaklęciem pozwalającym transmutować zwykłe żelazo w najprawdziwsze złoto. Dar niebios.
121:48, poziom 45

środa, 2 maja 2012

Skyrim - biała flaszka

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Odwiedziłem w Windhelm sklepik alchemiczny o niewiele mi mówiącej nazwie White Phial, a od prowadzącego go zrzędliwego właściciela dowiedziałem się, co się za nią kryje. Otóż od wielu lat - można powiedzieć, iż było to dzieło jego życia, dzieło którego niestety nigdy nie ukończył - poszukiwał pradawnego artefaktu o tej właśnie nazwie. Teraz był już bliski go zdobycia, gdyż znał dokładnie miejsce ukrycia i sposób jak doń dotrzeć - niestety, wiek okazał się problemem a starcze zniedołężnienie uniemożliwiało mu podjęcie tej wyprawy. Moc artefaktu zdawała się niezwykła i kusząca - magiczna fiolka miała mieć możliwość nieskończonego napełniania się przechowywanym w niej specyfikiem. Zainteresowany możliwościami, jakie bo to dawało, zaoferowałem swą pomoc w jej pozyskaniu.
Bez trudu dotarłem do położonych za miastem jaskiń i pokonawszy gnieżdżących się tam nieumarłych, odnalazłem ową niezwykłą fiolkę. Niestety, okazało się, że jest ona uszkodzona i to w sposób uniemożliwiający choćby sprawdzenie jej cudownych właściwości. Zaniosłem ją staremu aptekarzowi, ten przyjął ją z rozgoryczeniem i złością, wynikającą zapewne z bezsilności. W mej duszy też sprawa ta zostawiła nieprzyjemny cierń, nic więcej nie mogłem jednak poradzić. Udałem się tedy nad jezioro Ilinalta, gdzie znajdował się zatopiony fort, w którym według moich informacji znajdowała się legendarna gwiazda Azury - artefakt, o którym zebrałem informacje już dawno temu, dotąd jednak nie wybrałem się, by go zdobyć.
Fort był zajęty - co dość typowe - przez nieumarłych i nekromantów. Pokonałem ich bez trudu z pomocą mej potężnej magii i dotarłem do tronu, na którym spoczywał trup Malyna Varena, a na jego kolanach - kryształowa gwiazda o niezwykłym kształcie. Niestety - znów uszkodzona! Oj, nie mam ci ja ostatnio szczęścia do artefaktów, nie mam.
116:01, poziom 43