środa, 31 października 2012

Mass Effect 2 - Grunt i Horyzont

Do mojej drużyny dołączył kolejny członek - kroganin Grunt, efekt biologicznych manipulacji i inżynierii genetycznej doktora Okeera, próbującego w ten nietypowy sposób walczyć z genofagium. To może być kolejny trudny przypadek w mojej grupie, ale może jakoś uda się nad nim zapanować - miałem pewne obawy wypuszczając go ze zbiornika, ale jak dotąd nie zabił nikogo z naszych, więc jest dobrze.

Potem poleciałem na Horyzont, gdzie Zbieracze atakowali ludzką kolonię. Atak udało się odeprzeć, choć nie obeszło się bez strat. Znalazłem tam też Kaidana Alenko, który towarzyszył mi w pierwszej części. Spotkanie było dość chłodne.

wtorek, 30 października 2012

Mass Effect 2 - Jack

Z orbitalnego więzienia uwolniłem zabójczynię Jack - kolejnego członka mojej kompanii. Jest łysa, półnaga i ma tatuaże. A biotycznymi mocami trzaska niczym szatan. Słabo integruje się z załogą, obym nie miał z nią problemów.

poniedziałek, 29 października 2012

Borderlands 2

Uwolniliśmy Rolanda, zrobiliśmy parę zadań pobocznych, zdobyliśmy 17 poziom i wybraliśmy parę zabawek ze złotej skrzyni - ostatnio Gearbox rozdawał klucze na twitterze i facebooku, udało mi się kilka wychwycić - skrzynia zawiera fioletowe zabawki, czyli fajnie i wysoko - testowałem je, choć nie każda okazała się godna zachowania, to z paru z nich będę pewnie korzystał jeszcze przez jakiś czas.

niedziela, 28 października 2012

Mass Effect 2 - Garrus

Dziś do mej drużyny dołączył znany z pierwszej części Garrus - na Omedze działał pod pseudonimem Archanioł, gdzie narobił sobie kłopotów wypowiadając wojnę paru grupom najemniczym naraz. Trochę strzelania w korytarzach i udało się zabrać go na statek. Świetny żołnierz, bardzo dobry nabytek. Czas rozejrzeć się po sąsiednich układach.

sobota, 27 października 2012

Mass Effect 2 - zaczynam

Oj, długo leżała ta gra u mnie na półce, a jeszcze dłużej czekała, aż ją kupię. Ale w końcu czas wziąć się w garść i zagrać, jak każe przyzwoitość. Jedynka bardzo mi się podobała, mimo paru słabujących elementów (dłużyzn, jeśli idzie o ścisłość) - ale ponoć zostały one wyeliminowane, więc zabieram się pełen dobrych myśli.

Gra pozwala na import postaci z jedynki, co daje pewne drobne bonusy na szybki start oraz wykorzystuje podjęte wówczas decyzje by prezentować ich konsekwencje teraz. Zobaczymy, jak się to sprawdzi, choć nie o wszystkich wyborach już pamiętam. Pomimo importu, gra pozwala wybrać na nowo profesję - zamieniłem szturmowca na szpiega, zamiast strzelby i szarży będę dysponował karabinem snajperskim i kamuflażem. Zawsze to coś nowego.

Gra zaczyna się zniszczeniem Normandii i śmiercią Shepard (u mnie Shepard jest kobietą), a potem jej wskrzeszeniem przez organizację Cerberus, kierowaną przez Człowieka Iluzję. On wprowadza mnie w sytuację: a kontynuujemy tu wątki jedynki dotyczące Żniwiarzy, będących zagrożeniem dla wszystkich istot żywych w galaktyce. Wstępne zadanie to zbadanie napadniętej przez Zbieraczy (kierowanych najpewniej przez Żniwiarzy) kolonii ludzkiej, wkrótce potem dostaję do dyspozycji odbudowaną Normandię i zaczynam zbierać drużynę śmiałków, którzy pomogą mi w niebezpiecznej misji (póki co, towarzyszą mi opłacani przez Cerberusa Miranda i Jacob). Jasna sprawa - "przed wyruszeniem w drogę musisz zebrać drużynę".

Pierwszy ruch, to pozyskanie salariańskiego profesora Mordina Solusa przebywającego na odciętej kwarantanną części stacji Omega. Przy okazji okazuje się, że Zbieracze maczali paluchy w rozprzestrzenieniu zarazy. Za pomoc w jej powstrzymaniu, profesor dołącza do mnie - a okazuje się nie tylko naukowcem, ale również sprawnym żołnierzem.

czwartek, 25 października 2012

Resident Evil 6

Krótki wpis na temat dalszego ciągu kampanii Chrissa. Skończyliśmy 2 i 3 rozdział. Ten drugi to retrospekcja i jakieś wydarzenia w Europie Wschodniej (najważniejsze z nich: starcie z kilkoma gigantami w ruinach miasta, jakieś walki z czołgami na moście i spotkanie z Adą, gdzie pokazuje ona swe nieprzyjazne oblicze). Wszystko to może mało residentowe, ale dość przyjemne. Ten trzeci to powrót do Chin, jakieś starcia ze śmigłowcem, bieganie po łodziach, walki z wyskakującymi z kokonów mutantami i iskrzenie z Adą, a także fatalnie zrealizowany pościg samochodowy. Po drodze spotykamy się zarówno z Jakiem, jak i z Leonem - to punkty styku trzech kampanii.

Z wesołych newsów - grudniowy update ma przynieść możliwość rozegrania w coopie również kampanii Ady (która początkowo była jedynie solowa). Fajnie.

poniedziałek, 22 października 2012

Resident Evil 6

Skończyliśmy kampanię Leona (która w ostatnim rozdziale wykonuje piękną pętlę i wraca do momentu z prologu) tocząc po raz kolejny zażarty bój z Simmonsem. Potem zrobiliśmy pierwszy rozdział kampanii Chrissa - zaczyna się niedorzecznie, gdy kompani wyciągają z kieliszka zapijaczonego Chrissa w jakiejś knajpie na wschodzie Europy. Ale potem są Chiny, bieganie po mieście i walki znów z tą miłą odmianą przeciwników, którym potrafią wyrastać macki z różnych części ciała. Są też uzbrojeni. Całkiem przyjemny, dynamiczny, strzelankowy rozdział.

Muszę też powiedzieć, że pomysł z umiejętnościami nie trafia do mnie - rozwijanie broni z piątki bardziej mi się podobało. 

Shadow of the Colossus

Gra ukończona, kolosy pokonane. Całość zajęła jakieś 9 godzin. Muszę powiedzieć, że im dalej, tym lepiej. Dalsze kolosy są coraz bardziej wymagające, jest więcej wspinania, kombinowania. Gra staje się platformówką pełną gębą. Niekiedy naprawdę trzeba się natrudzić - a jest to miła odmiana po automatycznym wspinaniu się rodem z nowszych gier. Jest to frustrujące, ale w ten przyjemny sposób.

sobota, 20 października 2012

Shadow of the Colossus

Kolejna gra "twórcy ICO" i zarazem kolejny element pakietu odświeżonego klasyka z PS2. Pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre, ICO podobał mi się znacznie bardziej, lepiej trafiał w mój growy gust. Potem jednak się wciągnąłem, ale i tak moja ocena to co najwyżej "dobra gra".

Ale po kolei. O fabule znów nie wiemy zbyt wiele - podobnie jak w ICO, historia budowana jest raczej gameplayem, niż filmikami i raczej obrazem niż słowem. Nasz bohater przyjeżdża do tajemniczej świątyni, przywożąc nieprzytomną (martwą?) dziewczynę, aby bogowie (?) przywrócili jej życie (czy też duszę). Głos z niebios każe mu pokonać 16 kolosów. No i ruszamy. Przed nami rozległy, otwarty świat i 16 wyznaczanych jeden po drugim celów - jedziemy tam na naszym wiernym koniku, znajdujemy kolosa, wspinamy się na niego (co często wymaga pokombinowania, jak tego dokonać), namierzamy jeden lub więcej czułych punktów i traktujemy je mieczem, aż kolos padnie.

Na początku nie zrobiło to na mnie zbyt dobrego wrażenia - za mało tu gry w grze. Nie ma żadnych innych zadań, rozległy teren nie oferuje żadnych atrakcji, chyba że kogoś bawi strzelanie do jaszczurek lub strącanie owoców z drzew. Ponadto gra ma trochę usterek, wynikających być może z jej wieku - sterowanie kuleje, kamera lubi płatać figle, jazda na koniku nie jest tak płynna i przyjemna jak w wielu nowszych grach, eksploracja i sama wspinaczka jest powolna, marudna. Rzeczy, które musiały robić ogromne wrażenie na PS2, teraz już nie oszałamiają - gra świateł, efekt futra, ogrom kolosów, przestrzeń, widoki, fizyka postaci, gdy kolos próbuje nas strząsnąć - dziś to już nie zachwyca, a niekiedy wygląda wręcz słabo. Wydaje się, ze gra straciła to, co miała najlepszego, to co stanowiło o jej wartości.

Jednak po trzech kolosach wciągnąłem się i grałem z zainteresowaniem, chcąc zobaczyć co też nowego przygotowali twórcy i z jakim to nowym gigantem przyjdzie mi się zmierzyć. W tej chwili mam już pokonanych ośmiu, czyli połowa gry za mną. Na liczniku jakieś 4 czy 5 godzin. Myślę, że jestem gotów poświęcić drugie tyle, aby obejrzeć zakończenie.

piątek, 19 października 2012

Borderlands 2

Gramy dalej. Zdobyliśmy 15 poziom, wątek główny pociągnęliśmy w niewielkim stopniu (spotkaliśmy się z siostrą Scootera i skonstruowaliśmy bandycki pojazd, który będzie nam potrzebny aby sforsować pewną bramę), więcej czasu poświęcając za zadania poboczne (w tym zabawy z goliatami, którzy potrafią kilkukrotnie awansować, a w swej ostatecznej formie zrzucają niezły loot).

Trochę czasu spędziliśmy też przy automatach - jednorękich bandytach. Potrafią wygenerować całkiem przyjemne pukawki lub nieco eridium, więc wydaliśmy na to część kasy. Teraz posługuję się przeważnie karabinem snajperskim z ognistym atakiem - jest szybki i ma spory magazynek, więc korzysta się z niego bardzo przyjemnie (znalazłem też podobny z kwasem, ale ma większy odrzut, co trochę uprzykrza zabawę).

środa, 17 października 2012

Borderlands 2

Nie pamiętam, czy aktywnie spisywałem postępy w kampanii Borderlands 2, więc oto krótka notka, aby nie stracić wątku.

Tło jest następujące - akcja dzieje się jakiś czas po wydarzeniach pierwszej części (czyli otwarciu Schronu, który zamiast skarbów okazał się zawierać monstrum rodem z Mitów Cthulhu), kontrolę nad planetą przejął Handsome Jack, który to chcąc zapewnić sobie wyłączność na rzadki surowiec (eridum), eliminuje wszystkich potencjalnych konkurentów (w tym nas - vaulthunterów). To znaczy próbuje wyeliminować, bo z katastrofy z początkowego filmiku udaje się nam wyjść cało. Nasz cel - zabić Jacka. Po części to bohaterstwo (bo to zły człowiek), a po części zemsta.

Rzecz zaczyna się na śnieżnym pustkowiu, gdzie (na wpół martwych) znajduje nas grzebiący wśród trupów robot Claptrap. Czyni nas swymi sługusami, uzbraja i zleca pierwsze zadanie. Przebieg zdarzeń sprawia, że będzie nim odzyskanie jego oka (czy raczej obiektywu) wyrwanego przez czwororękiego małpoluda. Następnie mamy okazję poznać Sir Hammerlocka, który dokonuje niezbędnej naprawy i umieszcza odzyskane oko z powrotem w korpusie robocika. Potem, w drodze do łodzi mającej zabrać nas dalej, toczymy walkę z parą obłąkanych bandytów uzbrojonych w wielką armatę (dosłownie) i Kapitanem Flyntem, podobno bratem znanego z pierwszej części Barona Flynta. W kolejnej lokacji dostajemy wreszcie do dyspozycji pojazdy (Runnery) i docieramy do Sanktuarium (spokojnego miasteczka, gdzie można znaleźć kilka zadań pobocznych, jakieś sklepy (w tym czarny rynek) i parę ciekawych postaci - w większości starych znajomych z jedynki). Scenariusz pcha nas do kolejnej lokacji, w której udaje nam się odnaleźć Lilith (czyli grywalną Syrenę z pierwszej części), której pomagamy w walce z kilkoma falami psycholi. Ona wyznacza nam następne zadanie - odnalezienie Rolanda (który również jest grywalną postacią z jedynki).

Na tym mniej więcej skończyliśmy, choć nie wymieniałem pobocznych zadań, jakie w międzyczasie zrealizowaliśmy. Mamy teraz chyba coś koło 14 poziomu.

poniedziałek, 15 października 2012

Resident Evil 6

Ostatnio zaniedbałem aktualizacje, nie zapisując zbyt skrupulatnie każdej rozgrywanej sesji, widać zapał nieco mnie opuścił, a może to brak czasu (choć to, jak wiadomo, przeważnie jest tylko wymówką). Może powinienem przerzucić się na Twittera? Jedno zdanie "dziś grałem w grę" klepnięte od czasu do czasu załatwiłoby sprawę. Skoro i tak nie chcę bawić się w raporty, recenzje, streszczenia, czy galerię fotek.

Gramy sobie wciąż w szóstą część Residenta. Zrobiliśmy już cztery z pięciu rozdziałów kampanii Leona. Pierwszy rozdział rozpoczyna się, gdy Leon zabija opanowanego przez wirusa prezydenta (choróbskiem chyba nie jest tym razem ów znany z czwórki i piątki pasożyt, bo zarażeni wyglądają jak zombie - taki powrót do konwencji wcześniejszych części, ukłon w stronę fanów, cóż, ja nim nie jestem, ale biorę co dają). Potem jest bieganie po uniwersyteckim kampusie, gdzie zarażeni latają niczym studenci za profesorem w ostatnim dniu sesji. Jest też etap w metrze, gdzie wciąż kursujący pociąg (automat) czyni spustoszenie wśród nieumarłych, a w końcu obrona w budynku, wraz z grupką ocalałych i ucieczka autobusem.

Niestety, ocalali nie dotrwali do następnego rozdziału i po cmentarzu chodzimy znów sami. Jednak w katedrze znajdujemy kolejnych uratowanych i toczymy tam walkę z paskudą o stu cyckach. Potem jest wycieczka przez laboratorium i spotkanie z Adą Wang (która załatwia tu swe tajemnicze interesy) oraz z Deborah (siostrą partnerującej Leonowi Heleny), no a potem walką z nią, gdy mutacja przemieni ją w szkaradne monstrum.

Rozdział trzeci to bieganie po katakumbach (jest tu trochę pułapek i kręcenia korbami), potem sekcja podwodna i walka z wielką rybą. Niewiele więcej z niego pamiętam.

Po nim akcja przenosi się do Chin. A właściwie to do samolotu, którym tam się udajemy, bowiem pierwsza akcja ma miejsce jeszcze na jego pokładzie. Potem jest twarde lądowanie, spotkanie z Jakiem i Sherry (bohaterami trzeciego z grywalnych scenariuszy) i walka z nieprzyjemnym cybernetycznym zombalem sporych rozmiarów. Następny jest bardzo przyjemny etap na rynku, gdzie dokucza nam kilku znanych z czwórki regeneratorów (nie do zabicia), zaś my poszukujemy kluczy do blokujących drogę drzwi. Spotykamy też Chrisa i Piersa (to grywalni bohaterowie następnego scenariusza), takie przeplatanie się scenariuszy jest miłe, może będzie jeszcze bardziej interesujące, gdy dowiemy się, czym obie pary zajmowały się, gdy ganialiśmy po katakumbach. Rozdział kończy się walką z Simmonsem w pociągu, który [Simmon, nie pociąg] zdaje się być głównym złym (przynajmniej tego rozdziału).

Rozdział piąty zaczyna się dość fatalnie, bo na miasto spadają rakiety, które uwalniają gaz przemieniający ludzi w zombie. Nie będzie lekko.

piątek, 5 października 2012

Uncharted 3

Gra skończona. Zdążyłem pochwalić, że jest mniej natrętnego strzelania, niż w poprzednich częściach, ale w dalszej części gry okazuje się, że i tak trzeba wybić pokaźną ilość wrogów. Co nie wydaje mi się specjalnie przyjemne ani rajcujące - znacznie bardziej wolę skakać po platformach i rozwiązywać zagadki. A tu trafiamy na parę miejscówek, gdzie musimy pokonać tabuny ciągle odradzających się przeciwników.

Gra trzyma w napięciu do samego końca, ostatnia walka jest wykonana dużo lepiej niż w dwójce. Fabuła nieco przekombinowana (zupełnie niepotrzebnie), ale ma kilka momentów. No i oczywiście śliczne miejscówki, widoki, a wśród nich pościgi, ucieczki, walki, ciągła akcja, etc. Do tego solidna porcja absurdalnych wydarzeń, ale akceptowalnych przez wzgląd na konwencję. Bardzo przyjemna gra i to mimo tego, że gra się w nią jak po sznurku.

środa, 3 października 2012

Resident Evil 6

Pierwsze podejście do nowego Residenta. Oceny recenzentów z pisemek i portali nie są zbyt zachęcające, ale jak wiadomo, lepiej sprawdzić samemu.

Pierwszy rozdział to właściwie prolog, jeszcze bez możliwości gry w coopie - trochę biegania i strzelania z Leonem. Potem następuje zawieszenie akcji i mamy retrospekcję, czyli grę właściwą - dopiero wtedy możemy wybrać jedną z trzech kampanii, poziom trudności i postać.

Sam początek skupia wszystkie najgorsze cechy japońskiej szkoły tworzenia gier - chwila akcji, filmik, chwila akcji, filmik, chwila akcji i znów filmik. A gdy piszę "chwila akcji", nie mam oczywiście na myśli prawdziwej akcji, tylko nikczemne QTE i skryptowane akcje - trochę bardziej urozmaicone niż w piątce (bo nie wystarczy nacisnąć, czasem trzeba trafić w moment lub pogibać grzybkiem), ale równie denerwujące.

Potem robi się lepiej, bo dostajemy więcej kontroli nad postacią. W sumie nie pograliśmy zbyt długo - zaszliśmy tylko nieco dalej, niż dało się w demie, jeszcze nie ukończyliśmy pierwszego rozdziału. To, co widzieliśmy dotąd, wydaje się być na poziomie piątki - owszem, jest trochę chaosu (zwłaszcza przez ciemność), ale to kwestia ogrania. Na szczęście jest możliwość leczenia się nawzajem i przekazywania sobie amunicji, więc biedy nie będzie. Nie wiemy jeszcze, jak się ma sprawa z punktami umiejętności. Z fajnych rzeczy - rozbudowano walkę wręcz (a aby nie stała się zbyt potężna, wprowadzono zmęczenie).

Na razie nie zdążyło nas ugryźć nic, co uzasadniałoby te niskie noty (acz pamiętajmy, że ich rozrzut jest dość duży - niektórzy recenzenci byli bardziej łaskawi). Choć oczywiście (zapewne przez moc miłych wspomnień)  piątkę oceniam wyżej. Zobaczymy jak będzie po ukończeniu szóstki.

poniedziałek, 1 października 2012

Borderlands 2

Trochę dalszej bieganiny i popychania questów. W tej chwili jesteśmy w okolicach 12 levelu i robimy poboczne zadania dla mieszkańców Sanktuarium. Ostatnio zaś mieliśmy przeprawę z czwórką zabójcow Przystojnego Kuby (Jack to Kuba, nieprawdaż?). Rozwijam drzewko umiejętności leczących - kulki zdrowienia wypadające z phaselockowanych przeciwników to solidny zastrzyk energii, bardzo przydatny w trakcie potyczek. Kolejne poziomy też są ciekawe - regeneracja, leczenie strzałem, podnoszenie phaselockiem. Może się przydać, skoro nie ma (w ogóle czy na razie?) tarcz leczących.