niedziela, 5 lutego 2017

The Last Guradian

Skończyłem. Dawno nic tu nie pisałem (choć grałem, grałem, nawet poczytać coś się zdrzyło lub obejrzeć to i owo), ale to dobra okazja by znów zacząć. Gra jest rewelacyjna, mocno polecam. Nie będę jej tu opisywać, ani zdawać relacji z fabuły, ale parę słów się należy: jest świetna. Cudowna relacja z Trico, no i to co uwielbiam: eksploracja. Wspaniałe, monumentalne ruiny, Soulsy by się takich nie powstydziły. Gameplay może nie bardzo gruby, ale było go w sam raz by wypełnić grę, nawet cieszę się że nie było go więcej (jeszcze tylko by brakowało wciskać tu crafting lub questy poboczne). Zagadek tyle co w klasycznych tombach czy prince of persia - tu przesunąć skrzynkę, tam przełożyć dźwignię, poszukać drogi dalej, nic wielkiego ale skłaniało by się rozglądać. W grze było też zaskakująco dużo fabuły, nie spodziewałem się - właściwie wszystko jest ładnie wyjaśnione i cała gra pięknie się zamyka.
Słyszałem stękania niektórych graczy na zachowanie zwierzaka, ale mój Trico był bardzo posłuszny, w ogóle nie rozumiem tych narzekań. Kamera? Jak to w TPP, potrafiła poszaleć przy ścianach, ale bez tragedii. Klatkowanie? Owszem było, zwłaszcza w samej końcówce, ale że to nie gra akcji w rodzaju Dooma, nie wpływało to fatalnie na rozgrywkę. A że jestem dość odporny na techniczne braki gier, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wbijać trofików nie zamierzam, bo to gra do delektowania się i rozkoszowania fabułą i relacją z pierzastym kocurem, powtarzanie w kółko jakiegoś momentu by wpadł głupi pucharek tylko popsułoby pozytywne wrażenie, z którym wolę pozostać.

1 komentarz: