poniedziałek, 9 maja 2016

Dark Souls III

Skończyłem Dark Souls III. Podsumowanie będzie bardzo krótkie - gra jest świetna. Podobna do poprzedniczek, ale to nie wada, bo grało się bardzo przyjemnie. Największa zaleta - mega satysfakcja z ukończenia. Walki z bosami (zwłaszcza ostatnimi) były wymagające - bez cierpliwości, samozaparcia i uczenia się ich ruchów na kolejnych zgonach się nie obeszło. Poprzednie części wypadały tu słabiej, żadna inna końcówka nie wydawała się tak dopięta aż do samego finału. A poniżej seria nagrań walk z szefkami. Najpierw sam początek i tutorialowy boss:
Drugim bossem był niejaki Vordt, ale go nie nagrałem. W każdym razie nie był zbyt trudny (choć parę razy mnie ubił). Następny to wielkie drzewo - dość proste, padł przy drugim podejściu.
W lesie ukrzyżowanych trafiłem na krzyształowego mędrca - też raczej prostego bossa, ale skoro nagrałem, to wrzucam:
Pierwszy naprawdę wymagający przeciwnik to Stróże Otchłani. Już pierwsza faza potrafiła mnie kilka razy powalić, a co dopiero druga.
Za stróżami były krypty, w których gnieździł się kolejny szefek. Duży i widowiskowy, ale nie był przesadnie trudny, jakoś ładnie udało mi się go zniszczyć, może dzięki temu, że nie dałem mu zbyt wiele czasu na uruchomienie wszystkich niespodzianek, jakie na mnie szykował.
Stary Król Demonów to poboczny boss - wyglądał groźnie, ale dał się ładnie wykończyć.
Za kryształowym mędrcem była katedra Otchłani, gdzie szefowała grupa biskupów - raczej prosty i niegroźny przeciwnik, mimo przewagi liczebnej.
Za Wolnirem droga prowadziła do zimowego miasta, skąd dało się dotrzeć do lochów, a następnie zbezczeszczonej stolicy. Tam czekał na mnie gigant Yhorm. Dziwny przeciwnik, bo do jego pokonania niezbędna była specjalna broń (podobny patent co w Demon's Souls) - na szczęście enpec miał taką przy sobie i dzielnie mnie wspomógł.
To pierwszy z tych naprawdę trudnych przeciwników, przy których sporo się namęczyłem. Specjalnie dla niego musiałem nauczyć się ripost, bo nie potrafiłem znaleźć na niego innego sposobu. Szybki, silne ataki, duży zasięg, skomplikowany moveset. Na szczęście jego druga forma, gdzie przyzywa swój cień, okazała się prostsza od pierwszej. Niełatwa, ale bardzo przyjemna walka.
Z kolei ten przeciwnik raczej nie przyspożył mi wielu kłopotów. Dość wolny i pasywny - wystarczył obiegać za nim i tłuc ile wlezie. Jedynie jego atak z deszczem strzał był naprawdę niebezpieczny.
Tancerka imponowała zasięgiem, ale miała dość wolne i łatwe do przewidzenia ruchy, dlatego nie stanowiła specjalnego wyzwania.
Wamku Lothric broniła zbroja zabójcy smoków. Silna, ale niezbyt skomplikowana do rozgryzienia.
Oceiros to kolejny z opcjonalnych bossów. Bronił drogi do ukrytej lokacji. Nie był łatwy, musiałem się z nim trochę namęczyć i nauczyć jego zachowania. Jego szaleństwa w drugiej fazie napsuły mi nieco krwi.
Lothrici Lorian to niełatwi, wymagający przeciwnicy. Na początku wydawali się wręcz niesamowicie trudni i nieźle się przy nich napociłem. Ale gdy wreszcie poznałem ich wszystkie ruchy, zachowania i sposoby, okazali się całkiem przystępni i grzecznie ulegli memu mieczowi. Bardzo satysfakcjonująca walka.
Gundyr to przeciwnik z pobocznej lokacji - pierwotna forma tutorialowego bossa. Ale dużo groźniejszy. Przez długi czas odbijałem się od niego jak od ściany (i wciąż uważam go za bardzo trudnego). Mocno bił, miał duży zasięg, szybkie i złożone ataki, był agresywny, dużo się przemieszczał, nie zostawiał dużo czasu na leczenie (ani wyprowadzanie ataków). A druga forma była jeszcze gorsza pod niemal każdym względem. Dopiero cierpliwe nauczenie się ripost pozwoliło mi go pokonać.
A to inny z opcjonalnych przeciwników, z innej opcjonalnej lokacji. Uchodzi za najtrudniejszego bossa w grze, choć mnie nie wydał się gorszy od paru innych, z którymi miałem do czynienia. W pierwszej fazie dosiada pierzastego smoka i to chyba ta jego gorsza forma, choć gdy nauczyłem się z której strony do niego podchodzić i jak daleko się trzymać, chaos walki znikł i dał się w miarę grzecznie pokroić. W fazie drugiej ma kilka bardzo niebezpiecznych ataków, ale na szczęście da się ich uniknąć czy inaczej przed nimi wybronić, jest też na tyle miły, że zostawia dość czasu na leczenie.
No i wreszcie końcowy boss, ostateczny przeciwnik. Bardzo trudny i ciekawy. Oczywiście (standardowo) mocno bił i wymagał mocnego bicia, ale jego głównym atutem była różnorodność - w pierwszej fazie przyjmował na zmianę jedną z czterech form, a każda miała inny moveset. W fazie drugiej miał tylko jedną formę, ale jego zasięgowe ataki i niebezpieczne komba potrafiły dać w kość. Trudna walka, wiele razy do niej podchodziłem, ale gdy w końcu go pokonałem - niesamowita satysfakcja.
Jak widać całą grę biegalem w szmatach i przez większość czasu z tym samym mieczykiem. Było to po częście takie moje mini-wyzwanie, a po części po prostu lepiej się tak czułem - niskie obciążenie pozwalało mi na szybsze ruchy (zwłaszcza uniki), mieczyk bił bardzo solidnie, a przede wszystkim szybko. Poza tym w rozwoju tym razem nie postawiłem na specjalizację, ale raczej rozwinąłem się wielokierunkowo, by popróbować różnych rzeczy (w tym czarów różnych szkół). Ostatecznie z wielu z tych rzeczy nie skorzystałem, ale bawiłem się dobrze. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz