wtorek, 5 marca 2019

Small World

Nie lubię gier wojennych. Jestem jeszcze w stanie je zaakceptować w wersji dwuosobowej, ale wojna w większym gronie nie przemawia do mnie zupełnie, bo zawsze zmienia się w jakieś "dwóch na jednego" lub "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". A tak w ogóle to negatywnej interakcje w grach oby jak najmniej. Niemniej jednak, bardzo, bardzo lubię Small World. Na pierwszy rzut oka - nieustanna wojna. I to nie jakieś tam podchody, potyczki, ale wyniszczanie się nawzajem właściwie co turę. Armie przetaczają się przez planszę, rozpływają na nowo podbitym terenie, by za parę tur zgasnąć i zniknąć. Jest w tym jednak coś takiego, że to w ogóle nie boli. Jakiś naturalny flow w tych nieustannych przepychankach i kotłowaninach. W tym nie czuć wojny i wyniszczania się - ot, po prostu wjeżdżamy na planszę, zdobywamy punkty (których nikt nam nie odbierze), a że w kolejnej turze wjedzie tam nasz przeciwnik i też na tym zarobi? Boli to mniej niż wizyta złodzieja w Osadnikach z Catanu.
A tak poza tym, gra jest ładna i humorystyczna (choć przejawia się to tylko w ilustracjach i niekiedy nazwach). Ocena: znakomita, bardzo ją lubię i chętnie gram. Kombinacje ras i klas zapewniają sporą regrywalność, choć po pewnym czasie ustalają się pewne preferencje czy uprzedzenia. Dlatego niedawno kupiłem samodzielny dodatek Small Worlds: Podziemia, który przynosi kolekcję nowych ras i klas, a także nową planszę - ale jeszcze w niego nie graliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz