środa, 1 stycznia 2020

Postanowienie noworoczne 2020 - planszówki dla 5 graczy

Postanowienia noworoczne to prawdopodobnie bardzo głupi pomysł, ale nie mogę się oprzeć, by jednego nie podjąć. Takiego otóż, by w tym roku zagrać w każdą z posiadanych gier przynajmniej dwa razy. Zaś tych, w które zagrać się nie uda, w końcu się pozbyć. No bo skoro gra nie jest grana, to czegóż ma mi zalegać w szafie i denerwować swoją obecnością? Nie dotyczy to rzecz jasna tych gier, które darzę zbytnim sentymentem i chcę trzymać, mimo iż nie gram. Czy to dla miłych wspomnień czy nadziei że może kiedyś jednak, jednak zdarzy im się wrócić na stół. Dwa razy w roku mogą nie wydawać się ogromną wartością, ale biorąc pod uwagę liczbę gier, które posiadam, oraz to że nie jestem jedynym decydującym o tym, która z nich tym razem powędruje na stół, to i tak sporo. I naprawdę nie wiem jaką część mojej biblioteczki uda mi się przekopać. Ten wpis służyć ma właśnie ułożeniu sobie w głowie listy gier, na których powinienem się skupić. Tak jak bowiem Mamoniowi podobają się melodie, które już słyszał, tak i my zazwyczaj lubimy rzeczy które znamy. Dotyczy to też gier. Lubię nowości, ale mało która gra urzekła mnie od pierwszego zagrania - zazwyczaj to dopiero kolejne partie sprawiają więcej przyjemności, gdy pamiętamy już zasady, rozumiemy mechanizmy. Warto te najciekawsze gry częściej wyciągać na stół, aby choćby samemu sobie dać szansę na lepsze ich poznanie i polubienie. Aż szkoda jak wiele gier po kilku (niekiedy dosłownie paru) rozgrywkach powędrowało do szafy. Pora je stamtąd wyciągnąć.

W tym wpisie zajmę się jedynie poważniejszymi tytułami dla pięciu graczy. Pomijam wszelkie imprezówki, wykreślanki, inne popierdółki (na nie i tak zawsze znajdzie się czas, czy to jako przerywnik, czy jako wstępniaczek), a także coopy (to osobna kategoria, więc poświęcę im oddzielny wpis), no i gry dla czworga. Wiele z nich bardzo lubię, ale gdy jest nas piątka, raczej nie będą wyciągane - niby można zawsze grać w parze, ale w grach ze współzawodnictwem jest to nieco niekomfortowe (albo po prostu jeszcze do tego nie nawykliśmy). Ale napiszę o nich innym razem.

A zatem, na pierwszy ogień - Kawerna. Gra już dość wiekowa, w którą swego czasu sporo się nagraliśmy, ale uważam że nie dość i te dwa grania w roku jej się po prostu należą. Bardzo ciekawa, złożona, dająca wiele swobody i sprawiająca mnóstwo przyjemności. Nie chcę na swej liście gier starych i wielokrotnie granych, uważam że ich czas minął, ale tę jedną chcę. Celowo pomijam Agricolę, gdyż uważam że Kawerną wypełnia tę samą niszą, zastępuje ją. Do tamtej też mógłbym wrócić, ale nie bez ponaglania. Potrzymam na półce z sentymentu.
Terra Mystica to kolejna z gier, które mam dość długo, ale w przeciwieństwie do Kawerny, wcale nie była zbyt często grana. Swego czasu zagraliśmy w nią kilka razy i... na parę lat powędrowała na półkę. Jakiś czas temu wróciła na stół i okazała się o wiele lepsza, niż ją zapamiętałem. Nie wiem czy to mój gust się zmienił, czy dojrzałem jako gracz do tak złożonych tytułów, ale pokazuje to, że warto czasem odkurzyć niedocenionego starocia. Być może stworzę jakąś osobną listę gier w które powinienem zagrać jeszcze przynajmniej raz, aby sprawdzić czy nie zmieniłem co do niech zdania.
Ostatni starość to Age of Industry. Pierwszy był rzecz jasna Brass, który był znakomity i chętnie w niego grałem, no ale był na czterech, a AoI na pięciu - to zadecydowało, że częściej lądował na stole. I uważam że należy mu się, by jeszcze z dwa razy w tym roku wylądował.
Teraz pora na (względne) nowości: Architekci Zachodniego Królestwa - kupiona całkiem niedawno, rozegrana zaledwie raz. Jej atutem jest to że jest stosunkowo prosta. Stawianie budynków przypomina nieco Cytadelę, a posyłanie robotników Stone Age. Warto sprawdzić, czy kolejne rozgrywki wrzucą ją na poziom gier "dobrych", "bardzo dobrych", czy "ot, niezła, ale nic specjalnego".
Viticulture - również zaskakująco prosta i przyjemna gra o wytwarzaniu wina. Nie jest konkurencją dla tych prawdziwie ciężkich, mózgożernych tytułów, ale z lekkich worker-placement to bodaj moja ulubiona.
Orlean - zabawa w wyciąganie poddanych z woreczka i zbieranie serów po mapie. Po kilku rozgrywkach bardzo mi się spodobała. Na pewno warto wyciągnąć ją jeszcze parę razy, by przekonać się czy tak zostanie.
No i specjalne wyróżnienie: Root. Gra, która zachwyciła mnie gdy tylko więcej się o niej dowiedziałem, a i pierwsze rozgrywki w żadnym razie mnie nie zawiodły. Jest konfliktowa i agresywna, ale w sposób jaki lubię i akceptuję. Wiem już niestety, że przez tę agresywność, próba wyciągnięcia jej na stół może wzbudzić pewne protesty, zatem będzie pewnie tam lądowała jedynie przy niepełnym gronie. O ile w ogóle. A szkoda.
I gdybym musiał maksymalnie ograniczać listę, to pewnie przerwałbym tutaj. Ale pozwolę sobie wymienić jeszcze kilka, na które nie mam tak wielkiego ciśnienia i jeśli okaże się że nie wylądują na stole obiecane dwa razy (albo nawet i choćby jeden raz), i dane słowo zmusi mnie do ich sprzedaży, to, no cóż, trudno.

Scythe. Choć niektórzy z nas boją się jej, uznając za agresywną i konfliktową, to jednak przede wszystkim gra ekonomiczna. I choć nie jest zła, to jednak chyba więcej sobie po niej obiecywałem, niż otrzymałem. Ale nim powiem jej "do widzenia", chętnie dałbym jej jeszcze jedną szansę. Lub dwie.
Nieco podobnie mam z Wyspą Skye. Dość prosta, oparta o budowę włości z kafelków, ale nie zachwyciła mnie szczególnie (być może przez mechanizm licytacji, za którym nie przepadam). Ale jestem gotów dać jej jeszcze szansę.
Kolejna "konfliktowa" gra to Small World. I znów przez tę konfliktowość obawiam się protestów gdy zechcę ją przynieść. Ale choć ja gier wojennych nie lubię, to tę właśnie lubię (bo nie jest tak naprawdę wojenna). Grana sporo i pewnie nie wrzucałbym jej na listę, ale mam wersję "Podziemia", więc warto od czasu do czasu ją odświeżyć.
Mocny staroć to Na chwałę Rzymu. Tu szansę na powrót na stół zmniejsza to, że gra jest dość złożona i do porządnego grania warto dobrze poznać karty. Czyli by lądowała na stole częściej niż te dwa razy do roku. A na to się raczej nie zanosi.
Równie stara, ale z większymi szansami jest 7 Wonders. Większymi, bo gra jest dużo, dużo prostsza. Łatwiej (i szybciej) można sobie przypomnieć reguły, a da się grać (i mieć z tego frajdę) nawet bez świetnej znajomości talii.
No i dla porządku - gra którą mam, ale jeszcze nie była grana. Wojna narodów. Oby nie musiała czekać cały rok na swoją kolej.
Czego nie wymieniłem? Kilku maksymalnych staroci, których nie chciałbym już wyciągać. Niektóre z nich, przyznaję, kiedyś bawiły, sprawiały sporo radości, może nawet darzę je pewnym sentymentem, ale uważam że ich czas już się skończył i nie ma co do pewnych rzeczy wracać. Inne z nich zwyczajnie zawiodły lub zostały wyparte przez lepsze i nawet jeśli swego czasu były grane, to wątpię bym chciał robić to ponownie. Czas zamknąć pewien rozdział i patrzeć w przyszłość. Przecież nadal jakieś nowe gry chcę jeszcze w tym roku kupować (na kilka mam nawet oko). Je też trzeba będzie kiedyś ograć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz