piątek, 14 września 2012

Diablo 3 - inferno

Oto raport z postępów: udało się ukończyć piekielny poziom trudności, przed nami stanął otworem poziom infernalny. Choć nie od razu przed wszystkimi, bo do tego nie wystarcza ukończenie "piekła", trzeba jeszcze awansować postać do 60 poziomu - co tylko u mnie jakoś zbiegło się w czasie, Marcin z Mariuszem musieli jeszcze pogrindować nieco. To ciekawe, bo przez długi czas to ja ciągnąłem się z tyłu - przynajmniej dopóty, dopóki nie wsadziłem w hełm kamyka dającego +19% do zdobywanych pedeków.

Już samo piekło miejscami dawało w kość (niekiedy udawało się tam zginąć - prawdziwy popis dali moi towarzysze w walce z Rzeźnikiem, ginąc w jej trakcie i zmuszając mnie do ukończenia jej samodzielnie, ach wy moi towarzysze). Ale po paru wizytach w sklepiku udało się chyba każdemu skompletować taki ekwipunek, z którym granie wydaje się niemal cheaterstwem i pozwala mknąć jak burza przez kolejne levele (nie licząc drobnych chwil nieuwagi, kończących się ślicznym obrazkiem nagrobka).
Poziom 60 oznacza solidne bonusy do magic finda oraz zdobywanie poziomów mistrzowskich (maksymalnie 100) - nie dają one nowych umiejętności, ale poza tym normalnie rozwijają pozostałe cechy. Inferno to dalszy wzrost poziomu trudności - zwykłe moby nadal nie są wielkim problemem (acz potrafią przygrzmocić, co uniemożliwia ich ignorowanie), a elici to tradycyjna loteryjka - bywa, że zestaw losowych cech jest prawdziwie zabójczy (spotkaliśmy takich paru w jednej z pierwszych piwnic do jakich zdarzyło nam się zajrzeć - dość powiedzieć, że musieliśmy złożyć tam parę wizyt), a bywa że giną nie poczyniwszy wielkich szkód na ciele czy sprzęcie.

A tak ponadto, skończyłem normal kolejną postacią - czarodziejką Llewellą (tak jak ta siostra Corwina z Rebmy). To też był speedrun (niecałe 10.5 godziny, krócej niż łowczynią demonów), ale tym razem pozwoliłem sobie na wypad po ekwipunek do domu aukcyjnego. Za jakieś drobne pieniądze kupiłem sobie na tyle przyzwoity sprzęcik, bym mógł bez zbytniego strachu przemknąć wszystkie akty. Zacząłem też grać szamanką (Jagódką - tak, tak, to zdrobnienie od Baby Jagi), a w pogotowiu czeka jeszcze barbarzynka (koszmarny nowotwór językowy, feministki muszą być z siebie bardzo zadowolone), bo dlaczegóż by nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz