Skończyliśmy kampanię Leona (która w ostatnim rozdziale wykonuje piękną pętlę i wraca do momentu z prologu) tocząc po raz kolejny zażarty bój z Simmonsem. Potem zrobiliśmy pierwszy rozdział kampanii Chrissa - zaczyna się niedorzecznie, gdy kompani wyciągają z kieliszka zapijaczonego Chrissa w jakiejś knajpie na wschodzie Europy. Ale potem są Chiny, bieganie po mieście i walki znów z tą miłą odmianą przeciwników, którym potrafią wyrastać macki z różnych części ciała. Są też uzbrojeni. Całkiem przyjemny, dynamiczny, strzelankowy rozdział.
Muszę też powiedzieć, że pomysł z umiejętnościami nie trafia do mnie - rozwijanie broni z piątki bardziej mi się podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz