sobota, 27 października 2012

Mass Effect 2 - zaczynam

Oj, długo leżała ta gra u mnie na półce, a jeszcze dłużej czekała, aż ją kupię. Ale w końcu czas wziąć się w garść i zagrać, jak każe przyzwoitość. Jedynka bardzo mi się podobała, mimo paru słabujących elementów (dłużyzn, jeśli idzie o ścisłość) - ale ponoć zostały one wyeliminowane, więc zabieram się pełen dobrych myśli.

Gra pozwala na import postaci z jedynki, co daje pewne drobne bonusy na szybki start oraz wykorzystuje podjęte wówczas decyzje by prezentować ich konsekwencje teraz. Zobaczymy, jak się to sprawdzi, choć nie o wszystkich wyborach już pamiętam. Pomimo importu, gra pozwala wybrać na nowo profesję - zamieniłem szturmowca na szpiega, zamiast strzelby i szarży będę dysponował karabinem snajperskim i kamuflażem. Zawsze to coś nowego.

Gra zaczyna się zniszczeniem Normandii i śmiercią Shepard (u mnie Shepard jest kobietą), a potem jej wskrzeszeniem przez organizację Cerberus, kierowaną przez Człowieka Iluzję. On wprowadza mnie w sytuację: a kontynuujemy tu wątki jedynki dotyczące Żniwiarzy, będących zagrożeniem dla wszystkich istot żywych w galaktyce. Wstępne zadanie to zbadanie napadniętej przez Zbieraczy (kierowanych najpewniej przez Żniwiarzy) kolonii ludzkiej, wkrótce potem dostaję do dyspozycji odbudowaną Normandię i zaczynam zbierać drużynę śmiałków, którzy pomogą mi w niebezpiecznej misji (póki co, towarzyszą mi opłacani przez Cerberusa Miranda i Jacob). Jasna sprawa - "przed wyruszeniem w drogę musisz zebrać drużynę".

Pierwszy ruch, to pozyskanie salariańskiego profesora Mordina Solusa przebywającego na odciętej kwarantanną części stacji Omega. Przy okazji okazuje się, że Zbieracze maczali paluchy w rozprzestrzenieniu zarazy. Za pomoc w jej powstrzymaniu, profesor dołącza do mnie - a okazuje się nie tylko naukowcem, ale również sprawnym żołnierzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz