sobota, 20 października 2012

Shadow of the Colossus

Kolejna gra "twórcy ICO" i zarazem kolejny element pakietu odświeżonego klasyka z PS2. Pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre, ICO podobał mi się znacznie bardziej, lepiej trafiał w mój growy gust. Potem jednak się wciągnąłem, ale i tak moja ocena to co najwyżej "dobra gra".

Ale po kolei. O fabule znów nie wiemy zbyt wiele - podobnie jak w ICO, historia budowana jest raczej gameplayem, niż filmikami i raczej obrazem niż słowem. Nasz bohater przyjeżdża do tajemniczej świątyni, przywożąc nieprzytomną (martwą?) dziewczynę, aby bogowie (?) przywrócili jej życie (czy też duszę). Głos z niebios każe mu pokonać 16 kolosów. No i ruszamy. Przed nami rozległy, otwarty świat i 16 wyznaczanych jeden po drugim celów - jedziemy tam na naszym wiernym koniku, znajdujemy kolosa, wspinamy się na niego (co często wymaga pokombinowania, jak tego dokonać), namierzamy jeden lub więcej czułych punktów i traktujemy je mieczem, aż kolos padnie.

Na początku nie zrobiło to na mnie zbyt dobrego wrażenia - za mało tu gry w grze. Nie ma żadnych innych zadań, rozległy teren nie oferuje żadnych atrakcji, chyba że kogoś bawi strzelanie do jaszczurek lub strącanie owoców z drzew. Ponadto gra ma trochę usterek, wynikających być może z jej wieku - sterowanie kuleje, kamera lubi płatać figle, jazda na koniku nie jest tak płynna i przyjemna jak w wielu nowszych grach, eksploracja i sama wspinaczka jest powolna, marudna. Rzeczy, które musiały robić ogromne wrażenie na PS2, teraz już nie oszałamiają - gra świateł, efekt futra, ogrom kolosów, przestrzeń, widoki, fizyka postaci, gdy kolos próbuje nas strząsnąć - dziś to już nie zachwyca, a niekiedy wygląda wręcz słabo. Wydaje się, ze gra straciła to, co miała najlepszego, to co stanowiło o jej wartości.

Jednak po trzech kolosach wciągnąłem się i grałem z zainteresowaniem, chcąc zobaczyć co też nowego przygotowali twórcy i z jakim to nowym gigantem przyjdzie mi się zmierzyć. W tej chwili mam już pokonanych ośmiu, czyli połowa gry za mną. Na liczniku jakieś 4 czy 5 godzin. Myślę, że jestem gotów poświęcić drugie tyle, aby obejrzeć zakończenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz