wtorek, 22 maja 2012

Skyrim - duchy i spiski Markarth

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Gdy zszedłem do Sal Umarłych w Markarth, gdzie zagnała mnie wieść o bezczeszczonych szczątkach, powitał mnie kobiecy głos odbijający się echem po wnętrzu krypty. Słowa o głodzie wzbudzały niepokój, ale szedłem dalej, aż stanąłem naprzeciw Eoli, która powitawszy mnie, poczęła czarować i kusić wizją sycenia się ciałami zmarłych. W jej głosie było coś, co nie pozwalało mi wystąpić przeciw niej. Poprosiłem jedynie, by opuściła to miejsce, zostawiwszy w spokoju tutejszych nieboszczyków. Przystała na to chętnie, a odchodząc zachęciła mnie do odwiedzenia Reachcliff i dołączenia do wyznawców Namiry - daedrycznej bogini rozkładu. Nieco skołowany wróciłem do Markarth, nikomu jednak o tym nie powiedziałem. To jednak nie koniec niezwykłych wydarzeń, ani daedrycznych bogów. W nawiedzanym domu znalazłem zbezczeszczony ołtarz Molag Bala - pana dominacji, zaś głos bóstwa rozkazał mi wywrzeć jego zemstę na wyznawcach Boethiaha - pana zdrady - którzy się tego dopuścili.
Sporo czasu poświęciłem też na zbadanie sprawy morderstwa, którego świadkiem byłem pierwszego dnia pobytu. Wypytując mieszkańców o mordercę i ofiarę - byli im dobrze znani - odkryłem misterny spisek, dotykający najznaczniejszych osób w tym mieście. Forsworni nie tylko (wbrew zapewnieniom władzy) byli obecni w Markarth, ale ich przywódca - Madanach - był przetrzymywany w więzieniu-kopalni rodziny Silver-Bloodów, skąd kierował swą rebelią. Układ był prosty - Silver-Bloodzi zapewniali mu bezpieczeństwo i względną swobodę, za co wykorzystywali rebelią dla własnych korzyści. Ale układ zaczął się sypać i sprawy wymykać spod kontroli. Moje śledztwo na pewno nie było nikomu na rękę i parę razy próbowano mnie zastraszyć a nawet zabić, a gdy zebrawszy większość informacji o spisku niosłem je Eltrysowi (towarzyszył mi w śledztwie od początku, biedaczek zapewne już nie żyje), zatrzymała mnie straż, oskarżając o wszystkie morderstwa jakie ostatnio miały miejsce. Mogłem z nimi walczyć i zapewne bym ich pokonał, ale wówczas mnóstwo pytań pozostałoby bez odpowiedzi. Wiedziałem, że muszę zobaczyć się z Madanachem, ale by to osiągnąć, musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Poddałem się. I tym oto sposobem dostałem się do kopalni Cidhna - więzienia, z którego (podobno) nie ma ucieczki.
143:36, poziom 52

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz