Zaczęliśmy grać w Halo: Reach, czyli, o ile dobrze rachuję (a liczę tylko FPSy), piątą część serii (następne jest Halo 4 - to ci niespodzianka). Tym razem nie wcielamy się w Master Chiefa (to pewnie tłumaczy dziwaczną numerację - tylko Johnny 117 zasługuje na numerowane części), zaś akcja dzieje się przed pierwszą częścią.
Przeszliśmy dwa rozdziały. W pierwszym odwiedzamy jakieś ludzkie osiedle, gdzie ścieramy się z Przymierzem, a w drugim odwiedzamy atakowaną bazę, uruchamiamy łączność i obronę przeciwlotniczą oraz strzelamy do czołgów i innych takich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz