wtorek, 25 października 2011

DnD4 #18 - Ettercapy

Po walce gracze spostrzegli się, że Lilia gdzieś znikła. Elf odnalazł jednak trop i podążyli jej śladem. Wkrótce znaleźli ją ukrytą w wydrążonym pniu, zamienili jeszcze parę słów i udali się w kierunku jej chatki. Droga prowadziła przez zamarznięte bagna, pełne pułapek czekających na nieostrożnych, którzy odważyliby się tutaj zapuścić (a zmierzch zaczął już zapadać), Lilia prowadziła ich przez nie krętą drogą. W końcu dotarli na miejsce. W domu okazało się, że Lilia jest tieflingiem (diabelstwem), w dodatku znającym czarodziejskie sztuczki. Elf wyszedł zapolować, a eladrin doprosił się tego, że Lilia nauczyła go czegoś, co już umiał (ale zapomniał, tzn. gracz zapomniał że ma to w karcie) - i w ten sposób wizard nauczył się prestidigitation. Potem poszli spać. Osobno.

Następnego ranka elf znów poszedł polować (niespodzianka), a potem wszyscy ruszyli znów drogą przez bagna, bo gracze postanowili odwiedzić leżące w okolicy Cztery Flaszki. Gdy już mieli się odłączyć od swej przewodniczki (nie chciała im dalej towarzyszyć), spotkali jej brata - Cienia (który, jak się okazuje, jednak nie zginął, tzn. zginął, ale to nie był on), a ten na odchodnym poradził im jeszcze odwiedzić w Czterech Flaszkach knajpę U Kaduka i zapytać tam o Półniedźwiedzia. I podał jeszcze zdanie "głupiec je samego siebie z egoizmu". Tiaaa...

Gracze ruszyli nie tracąc czasu. Marsz przez zimową okolicę wymagał zdania testu Wytrwałości, co kosztowało elfa i niziołka stratę kilku leczeń. Koło południa natknęli się na pomnik jaszczura i dziurę wiodącą do tajemniczych podziemi (los tak chciał - tak wyszło z losowej tabelki "spotkań w dziczy"; jak widać, czasem spotkanie jest znaleziskiem). Oczywiście postanowili je spenetrować.

W dziurze mieszkały sobie ettercapy (co ciekawe, w poprzednich edycjach były one przedstawiane inaczej niż czwartej, załóżmy, że to wynaturzone humanoidy mające w sobie coś z pająków czy owadów). Znajdował się tam kompleks złożony z kilku pomieszczeń. Podstawową trudnością w jego penetracji były zalegające wszędzie pajęczyny - na szczęście nie unieruchamiały, a jedynie służyły jako "trudny teren". Ettercapy, oczywiście, tę właściwość ignorowały.

Najpierw zaatakowali ich dwaj strażnicy z toporami (fang guards) wspierani przez dwa skoczne pająki (deathjump spiders). 175 PD na głowę, 20 sztuk złota i jeden gem (wart 100). Stąd droga prowadziła w dwie strony. Wybrali tę, która zawiodła ich do rozległej, wysokiej sali zawieszonej zeschniętymi truchłami. Jedne z wrót prowadziły do pomieszczenia, gdzie jeszcze udało się znaleźć 60 sztuk złota i kolejnego gem (wartego 100), zaś drugie - do sali z kolejną parą ettercapów-strażników oraz jednym żukiem tanglerem. W trakcie walki dołączył się jeszcze do niej shadowhunter bat (w trakcie walki próbował uciekać, ale ranger go dopadł). 175 PD na głowę. Potem się wrócili i zbadali pominiętą odnogę - ta prowadziła to słabo oświetlonej sali, gdzie czaił się kolejny tangler, dwóch strażników i ettercap uzbrojony we włócznię, który zaatakował ich mocami zasięgowymi - był to webspinner. 187 PD. Z sali było przejście do komnatki, gdzie spoczywała magiczna halabarda +2 (bez żadnych specjalnych mocy). Walki nie były zbyt trudne, najmocniej chyba oberwał niziołek (to pewnie przez inicjatywę - miał wysoką, więc wyrywał się do przodu, tym samym narażając się na większość ataków). Wśród mocy pająków, żuków i ettercapów dominowały spowalniające, ogłuszające, unieruchamiające, plus trucizna dająca ongoing damage. Nie wystarczyło to jednak by napędzić graczom strachu. Ale większość mocy dziennych poszła.

Opis u MarkO.

A tak w ogóle, to rzeczy, jakie teraz się dzieją, o ile się dzieją, dzieją się losowo. Sam nie wiem, co jest grane, kto jest kim i o co chodzi (po prostu jeszcze nie wszystko wylosowałem). To, że nie dzieje się za wiele, to kwestia tego (tak sobie tłumaczę), że moje tabelki są do bani (drugie rozwiązanie jest mniej optymistyczne). Wciąż nie jestem przekonany, czy sandbox da się pożenić z hack'n'slashem. No ok, mam kilka tabelek, z których mogę wylosować to i owo, czasem może nawet coś, co da się z sensem zinterpretować, ale jeśli nie wyniknie z tego starcie lub dwa, to czy nie jest to jedynie stratą czasu? Nie z każdej sytuacji wynika starcie czy konflikt (zwłaszcza jakiś sensowy). Ok, można jechać osobno z "sytuacjami" a osobno z "konfliktami", ale skoro te drugie nie wynikają z pierwszych, to te pierwsze po co właściwie? Skoro i tak "to co nas podnieca, to się nazywa dungeon crawl"? A może lepiej się nie przejmować i poczynać sobie śmielej ze zdarzeniami z tabelek, tyle że zamiast marnotrawić czas na gadanie, wrzucać co krok jakieś walki (choćby takie ni pri czom, jak te ettercapy)? Zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz