wtorek, 25 października 2011

Gears of War 3

Kampania skończona. Było znów trochę uwijania się z królową (nawiasem mówiąc: ostatnia walka dużo ciekawsza niż w obu poprzednich częściach, w jedynce Raam był ok - wymagający i niebezpieczny, ale dość randomowy, a samo starcie raczej krótkie; w dwojce - wiadomo - zero wyzwania; tutaj walka była długa, wieloetapowa, może nie genialna (bo niezbyt urozmaicona), ale oceniam ją pozytywnie). Potem magiczne promienie fiu-bździu zostały odpalone, objęły całą planetę, wygubiły lśniących, szarańczę i paru naszych bliskich, którzy mieli pecha nosić w żyłach za dużo emulsji (czy może imulsji), wiwat, gra skończona. Co ciekawe, Carmine przeżył. W finale Marcus ściągnął pancerz i bandanę, i usiadł sobie ciężko, wpatrzony w morskie fale. Wooo...


A resztę czasu spędziliśmy grając w tryb Bestii, czyli taką Hordę z drugiej strony (znaczy: Locustami). Trzasnęliśmy pełne 12 fal na pierwszej mapie. Andrzej na początku nabił nade mną dużą przewagę (wykazawszy się większą ode mnie śmiałością w eksperymentowaniu z wyborem postaci), potem nieco to nadrobiłem, kończąc niektóre fale z wyższym wynikiem od niego, ale doścignąć go nie zdołałem. W grze można wybierać różne postaci: począwszy od tickerów - broni "jednorazowego użytku" - poprzez zwykłe trepy z karabinami lub strzelbami, aż po berserkerkę. Niestety, nie ma nikogo z minigunem. Z ich przydatnością jest różnie. Najpraktyczniejsza okazała się, co ciekawe, stonoga - szybka, mocno opancerzona, była w stanie długo wytrzymać, mimo iż dysponowała jedynie atakami wręcz (znaczy paszczowymi). Ale ostatnia fala składała się z szybkich, zwinnych i wytrzymałych strażników, którzy kosztowali nas wiele prób i starań. W końcu jednak ulegli. Moja ocena: pograć można, ale raczej nie sądzę by stało się to moim ulubionym sposobem spędzania czasu. Została nam jeszcze Horda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz