W końcu (w ramach poszukiwań tajemniczego miejsca, gdzie przetrzymywano ojca Marcusa, które to znajduje się w oku sztucznego cyklonu, wyobraź sobie) dotarliśmy do rodzinnego miasta żony Doma.
Dom swoją żonę, Marię, zabił w poprzedniej części. Wyglądało to tak, że Locuści nabrali podówczas zwyczaju chwytania ludzi żywcem i ładowania ich do dziwnych kabin, gdzie byli oni poddawani wymyślnym (choć bliżej nieokreślonym) torturom fizycznym i umysłowym. Baird trafił do jednej takiej, ale szybko go wyciągnęliśmy, później trafiliśmy na zamkniętego w niej Taia, twardego skurczybyka, który niczego się nie bał, który jednak zbyt wiele czasu spędził w kabinie i gdy tylko z niej wyszedł i dostał broń, z miejsca strzelił sobie w łeb. Dom zaginionej żony szukał od początku gry, pokazując wymiętą fotografię różnym osobom lub wpatrując się w nią w scenkach przerywnikowych. Była nawet senna retrospekcja tuż po połknięciu przez pożeracza miast: Dom ujrzał w niej Marię przynoszącą mu śniadanie do łóżka. Ach, och. W końcu, zszedłszy do Pustki, u progu Lexusa, serca siedziby Szarańczy, napotkał grupę ukrywających się tam przybłędów (schowali się tu, bo na górze jest niebezpiecznie, wyobraźcie sobie), w tym dziadka, któremu zdało się, że rozpoznał kobietę ze zdjęcia. Po nitce do kłębka, Dom odnalazł komputer Locustów, Jack (ten sprytny, niewidzialny robocik, towarzyszący naszym śmiałkom zawsze i wszędzie) zhackował go, odnalazł symbol oznaczający Marię, co pozwoliło odszukać właściwą kabinę, otworzyć ją, wyciągnąć, paść sobie w objęcia i zastrzelić na pożegnanie. Tyle starań, tyle trudu, tyle łez i wyrzeczeń, ale kobieta, która wyszła z kabiny tylko przez chwilę zdawało się, że przypomina dawną piękność, z jaką Dom brał ślub. Teraz była wychudzona, zniszczona, wyczerpana, na pewno psychicznie odmieniona. Ponadto zwyczajnie brzydka. Po cóż więc trudzić się z jej wydobyciem na zewnątrz, po co walczyć o życie, myśleć o terapii, lekarzach, pomocy psychologia. Bam w głowę i po sprawie. Dom potraktował ją jak chorego psa, którego zabija się, by skrócić mu cierpienia. Słabe, moim zdaniem.
A teraz dotarł do jej miasta i jakiegoś nagrobka z aniołem (nie mam pojęcia kto tam leży, podobno ktoś z jej rodziny), trochę popłakał, zawiesił na figurze swój nieśmiertelnik i parę scenek później poświęcił swe życie, by ratować towarzyszy - zaszarżował ciężarówką w cysternę z paliwem, by eksplozja pozwoliła reszcie na odwrót. RIP.
Trafiliśmy właśnie do miasta zniszczonego przed laty, gdy siły koalicji próbowały pozbyć się szarańczy ostrzeliwując laserami z orbity swoje miasta. Miliony uśmierconych cywilów, a szarańcza nadal szaleje. Na ulicach wciąż stoją spopielone ciała mieszkańców, jak w Pompejach utrwalone w przedśmiertnej pozie - biegnąc, kuląc się, ochraniając nawzajem. A w tle przygrywa cichutko Mad world" z trailerów pierwszej części. Bardzo fajna miejscówka. Przypomina mi też trochę taką jedną scenę z Terminatora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz