poniedziałek, 4 lipca 2016

Lego - Hobbit

Może warto napisać też słowo lub dwa o grze w jaką grałem, grałem, grałem, aż ukończyłem. A potem grałem jeszcze trochę i trochę, i trochę, aż nabiłem 100% i zdobyłem komplet trofików. Zawsze lubiliśmy się z serią Lego, więc i w te pograłem z przyjemnością. Choć nie mogę powiedzieć, aby było to zbyt dobre Lego. Za bardzo przypominało Władcę Pierścieni - wiele tych samych pomysłów, rozwiązań, podobne zadania (z czego sporo nudnych). Ale i tak dość przyjemnie się pykało. Z minusów - rozleniwiła mnie ta gra i po niej nie mam ochoty na nic cięższego, czy trudniejszego.

Formuła jest identyczna jak we Władcy - chodzimy po mapie Śródziemia i robimy poszczególne misje fabularne, które odsłaniają stopniowo rozsiane poboczne zadania, klocki, przedmioty czy postacie. Fabuła oparta jest na dwóch pierwszych częściach Hobbita (a na trzeciej nie, bo tak; zdaje się miało być jakieś DLC, ale ostatecznie nie wyszło). Najwięcej zamieszania początkowo miałem z krasnoludami - każdy z drużyny Thorina dostał jakąś specyficzną zdolność (a to bujanie się na kiścieniu, a to kopanie w ziemi, a to przesuwanie młotem skalnych bloków), ale trochę potrwało nim zacząłem odróżniać Bombura od Bofura a Dwalina od Balina. Najnudniejszą nowością było układanie budowli z kloców - to, że w trakcie trzeba było wskazywać odpowiedni klocek, wcale nie sprawiało że stawało się to ciekawsze. Natomioast najtrudniejsze zadanie - bieg na przełaj przez Rivendell. Podchodziłem kilka razy, bo ciągle gdzieś się zaplątałem lub spadałem z dachu (ach, to sterowanie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz