środa, 7 grudnia 2011

Demon's Souls

Ponad 22 godziny na liczniku, level 54. Dziś (zgodnie z pierwotnym planem) zbierałem dusze w 4 świecie, by rozwinąć magię i życie. Potem zatłukłem flamelurkera, a zaraz później i arcyłotra z tego świata (tkwiącego w jeziorze lawy smoka - króla demonów) i wlazłem do trzeciej lokacji Boletarian Palace. Jest fajnie. Co prawda jadę wg podsuwanych mi na bieżąco wskazówek, więc przyjemność (albo i nie) odkrywania wszystkiego samodzielnie (czyli uczenia się na własnych zgonach) odpadła, ale i tak jest ok (czytaj: i tak co jakiś czas ginę). Dwa światy mam praktycznie nietknięte, więc jeszcze sporo pracy zabawy przede mną.




Kilka przemyśleń: rozwijam się (i ekwipunek) bez jakiegoś specjalnego planu. Punkty ładuję głównie w siłę i zręczność (żadnej nie traktując priorytetowo), nieco poszło jeszcze w życie, parę w endurance i kilka w magię (ale z różdżki korzystam rzadko, ponadto mam tylko jeden czar, a chętnie poprobowałbym tej ścieżki, może w Dark Souls). Polubiłem od początku walkę włócznią - za szybkość i zasięg (teraz mam winged spear rozwinięty do +8 ), czasem wspomagam się jednym z mieczyków (ognisty longsword i jakiś magiczny falchion czy sejmitar). No i oczywiście łuk - parę razy bardzo mi pomógł, choć na początku nie byłem do niego przekonany (a niedawno zrobiłem z niego lava bow - jest na fotce). Od początku za to chodzę w startowej płytówie żołnierza, nie znalazłem nic lepszego dla siebie. Co do tarczy - chroniąca przed ogniem lub regenerująca, zależnie od sytuacji. Ich nie rozwijam, nawet nie nauczyłem się atakować tarczą. Używam jej tylko defensywnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz