sobota, 10 grudnia 2011

The Legend of Zelda: Skyward Sword

No, skończyłem większość tego, co tam miałem zaczętego, mogę się wreszcie zabrać za Skyward Sword.
Wszystkie Zeldy, w które dotąd grałem, bardzo mi się podobały, a ta (podobnie jak poprzednie) zdobywa wysokie oceny, choć pada pod jej adresem też sporo krytyki - a to za sterowanie (to Wii, więc zamiast klasycznego pada mamy wiilota i motion control), a to za grafikę (zarówno za technologię, jak i nie każdemu odpowiadający styl), a to za ciągłe (od ćwierćwiecza - tak, tak, to już 25 lat Zeldy) eksploatowanie tych samych schematów i motywów. No zobaczymy. Zniosę grafikę, ścierpię sterowanie, jeśli gameplay jest równie przyjemny jak w poprzedniczkach.
Czy gra jest tak brzydką, na jaką wygląda? Cóż... i tak, i nie. Przede wszystkim: to jest Wii. No niestety. Konsola ta ma już swoje lata, a tak po prawdzie to od początku była już mocno zacofana. To, co najbardziej razi od samego początku, to rozdzielczość. Ale znalazłem na to jest sposób - usiadłem metr dalej od telewizora. I wtedy oprawa zaczyna cieszyć oko - jest kolorowa, pastelowa, przyjemna. Postaci są przerysowane, karykaturalne, o żywej gestykulacji i mimice (no i oczywiście nie mówią). Stylem przypomina to Wind Wakera, tyle że on opierał się na jednolitych płaszczyznach, a tutaj mamy "malarski" filtr - tekstury i oddalone obiekty są rozmyte, jakby rozpaćkane pędzlem. Jest to dość ryzykowne, ze względu na słabą moc konsoli - pewnie na PS3 czy Xboksie mogłoby to naprawdę przypominać efekt akwareli. Ale i tak wygląda przyjemnie, uplastycznia obraz. Tyle, że widać, że pod tymi paćkami kryją się tekstury w niskiej rozdzielczości. No ale cóż - jak mówiłem - metr dalej od telewizora. I wszystko robi się ładniejsze. To nie jest gra na telewizory HD.
Przygoda zaczyna się w Skyloft - mieście położonym w unoszącej się wśród chmur wyspie. Link jest tu uczniem szkoły rycerskiej (wraz z Zeldą, swoją najlepszą przyjaciółką). Miejscowi dosiadają wielkich ptaków (loftwingów), z którymi łączy ich nierozerwalna więź. Gdzieś tam, na dole, pod nieprzebytymi chmurami, podobno znajduje się legendarny i niezbadany stały ląd. Ale nikt nigdy tam nie był.
Zaczyna się od pobudki, jaką sprawia Linkowi loftwing Zeldy, przynosząc wiadomość przypominającą o dzisiejszej uroczystości. W jej trakcie ma odbyć się wyścig na ptakach, którego zwycięzca zostanie pasowany na rycerza i otrzyma dar z rąk Zeldy. Link jest faworytem, gdyż jego czerwonopióry ptak nie ma sobie równych w całym Skyloft. Niestety, wkrótce okazuje się że ptak zaginął. Krótkie śledztwo ujawnia winnego: konkurent Linka, Groose (rosły, antypatyczny typ, również uczeń szkoły) porwał go i uwięził. Link bierze miecz w garść i rusza uwolnić przyjaciela (aby do niego dotrzeć trzeba przejść przez jaskinię pełną niebezpiecznych nietoperzy). Wydobywszy go z matni, bierze udział w wyścigu, oczywiście zwycięża (pokonując wciąż próbującego nieuczciwych sztuczek Groose'a) i otrzymuje z rąk Zeldy spadochron. Następnie we dwójkę ruszają na przejażdżkę. Zakłóca ją niezwykła burza, która dopada ich nagle i strąca Zeldę na ziemię. Link rusza na ratunek, ale nie jest w stanie jej pomóc. Wkrótce budzi się we własnym łóżku - jest noc, a do domu przyniósł go wierny loftwing. Ale Zelda zaginęła. Link widzi tajemniczą postać, podąża za nią aż do posągu Bogini i odkrywa sekretną komnatę, gdzie spoczywa magiczny miecz. Postacią, za którą podążał, jest Fi, niezwykła istota, będąca duchem owego miecza. Fi nazywa go wybrańcem, a następnie poleca wziąć miecz i ruszać na wyprawę, która uratuje świat i przy okazji Zeldę. Od ojca Zeldy (a zarazem głównodowodzącego szkoły) otrzymuje strój rycerza (czyli tradycyjny zielony kostium Linka). I chyba czas szykować się do wielkiej wyprawy...

4 komentarze:

  1. Z tego opisu widzę, że twórcy nie specjalnie przejmują się wcześniejszymi przygodami Linka i za każdym razem zaczynają historię od nowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, tak jak w każdej poprzedniej Zeldzie (z małymi wyjątkami) - zupełnie inny Link, zupełnie inna Zelda i zupełnie inny świat. Trochę jak w GTA. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to prawda, to chyba ten sam, japoński, model na tworzenie sequeli. ;)

    OdpowiedzUsuń