wtorek, 10 kwietnia 2012

Resident Evil 5

Krótka przerwa od skyrimowych klimatów na coopową sesję Residenta, czyli powrót do dodatku "Lost in Nightmares". Zdążyłem już napisać, że dodatek jest słaby, ale... właściwie nie jest taki zły. Gorszy niż nasycona akcją reszta, ale też ma swój urok. Jest tu mniej walki (i na pewno nie ma hord napierających zewsząd przeciwników), więcej łażenia, trochę ucieczek. Ale po kolei.

Akcję można z grubsza podzielić na cztery fragmenty. Najpierw - spacer po domostwie Spencera, zrobiony dość "przygodówkowo" - mamy kilka zadań polegających na "pójdź w jedno miejsce, weź przedmiot, zanieś w inne, użyj". Nic górnolotnego, nic wymagającego. Nuda. Potem schodzimy do piwnic przerobionych na jakieś makabryczne więzienie z izbą tortur i spotykamy wroga. Wroga jest jeden gatunek, ale występuje parę jego egzemplarzy - osiłek z ogromną, groteskową kotwicą, której używa w charakterze maczugi. Grając na Pro spotykamy go już we wcześniejszym etapie. Można z nim walczyć, ale wymaga to trafienia z czułe oczko na plecach, a nawet całkiem wielu trafień. Znacznie łatwiej jest go po prostu unikać ("znacznie łatwiej" nie znaczy "łatwo", gdyż choć jest wolny, próba minięcia go zazwyczaj kończy się pochwyceniem i zgonem).
Po przedarciu się dalej (i zebraniu różnych przedmiotów do użycia w innych miejscach...) spadamy do jakiegoś kanału, tracąc przy tym zdobyte bronie. W kanale jest czwórka uzbrojonych w kotwice indywiduów i tym razem już musimy ich zabić. A ponieważ nie mamy broni, jedynym sposobem jest wmanewrowanie ich pojedynczo pod pułapki - jedna postać kręci korbą, druga wprowadza wroga pod uniesioną prasę, pierwsza zwalnia korbę, efekt: krwawa miazga i jedna ćwiartka emblematu koniecznego by przejść dalej. Czynność powtórzyć. Całkiem to fajne i przyjemne, bo wymaga chytrego manewrowania po wąskim labiryncie i dobrej znajomości terenu. Ostatnim etapem jest starcie z Weskerem. Właściwie wystarczy go przetrzymać, bo tym razem (jak wiadomo) go nie zabijemy (dodatek jest prequelem). Próba walki to dość niezgrabne i mało interesujące QTE - przypomina to nieco starcie na pokładzie lotniskowca, tyle że bez rakiet do naszej dyspozycji.

Znajomość dodatku jest o tyle ważna, że (jak wieść gminna niesie) Resident Evil 6 ma mieć trójkę postaci (plus partnerzy), każdą ze swym rodzaje gameplayu - Leon bardziej "horrorowo" (whatever), Chriss bardziej z akcją w stylu RE5 i syn Weskera (tak, tak) z czymś jeszcze innym (podobno walką wręcz). Akcję z RE5 rozumiem i już się cieszę. Bardziej horrorowo - jeśli Lost in Nightmares miał być przedsmakiem, to poproszę raczej coś w stylu kluczenia po piwnicy i kanałach, niż coś w stylu noszenia kartki do kominka aby odczytać hasło. Co do walki wręcz - jeśli ma być jej więcej, to koniecznie muszą z nią coś zrobić. Bo te komedie z końcówki dodatku nie nadają się by wypełnić nimi 1/3 gry.
Dodatek długi nie jest, ale trzeba było skończyć go parę razy celem wyłapania trofików. Tryb Pro nie był tak trudny, gdy się już znało układ pomieszczeń i wiedziało, że nie warto wdawać się w niepotrzebną walkę. W zdobyciu S największą przeszkodą była celność - ciężko wyrobić ją bez strzelania, a strącania emblematów nie uznaje za trafienia. Zostało osiągnięcie za walkę z Weskerem - trzeba poprawnie wklepać te jego kombinacje z finału. Może kiedyś się uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz