Podążyłem potem na wschód, a gdy nieco zboczyłem z drogi, byłem zmuszony przenocować w opuszczonym szałasie. Nad ranem zbudził mnie ryk krążącego na niebie smoka. Tak mnie tym zirytował, że podążyłem za jego wezwaniem, aż go dopadłem i pokonałem z pomocą magii oraz wiernej towarzyszki Lidii. Potem skierowałem się do jego leża, na wulkanicznym szczycie, w miejscu znanym jako Bonestrewn Crest. Tam znalazłem smoczą ścianę, a na niej słowo, które miało w sobie moc lodowego oddechu.
Po tych wydarzeniach udałem się na północ, do Windhelm - miasta, którego nie miałem dotąd okazji odwiedzić. Jest to ponura i brzydka twierdza, silnie obwarowana i bardzo ciasna, o wąskich, nieprzyjemnych uliczkach. Nie są też przyjemni jej mieszkańcy - niechęć do każdego, kto nie jest Nordem, jest mocno odczuwalna. Wędrując dotąd po Skyrim miałem okazję kilka razy napotkać obozowiska buntowników, tych tak zwanych "stormcloaków". Nasłuchałem się dość opowieści o tym, że północ należy się tylko Nordom, a każdy elf jest wrogiem, by nie mieć ochoty na więcej tych nacjonalistycznych bzdur. Szybko opuściłem to niegościnne miejsce.
80:21, poziom 32
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz