niedziela, 15 kwietnia 2012

Skyrim - infiltracja

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Wędrówka przez południowe okolicach Skyrim zagnała mnie do fortu Treva's Watch, gdzie podążyłem kierowany listem gończym wystawionym przez jarla z Riften. W pobliżu fortu natknąłem się na obozowisko, w którym koczował Stalleo wraz ze swymi przybocznymi. Jak się okazało, był panem tych ziem, jednak wygnano go z jego własnej posiadłości, którą teraz okupowała zgraja rzezimieszków. Skoro i tak zamierzałem upomnieć się o głowę poszukiwanego łotrzyka, zaoferowałem swą pomoc w zdobyciu twierdzy. Przemknąłem do wnętrza ukrytym przejściem, potem przedzierając się przez zbójców, których tam zastałem, dotarłem do dźwigni, która umożliwiła mi otwarcie bramy. Wraz ze Stalleo wykończyliśmy resztą broniących się. Tym samym upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu.
Podążyłem potem na wschód, a gdy nieco zboczyłem z drogi, byłem zmuszony przenocować w opuszczonym szałasie. Nad ranem zbudził mnie ryk krążącego na niebie smoka. Tak mnie tym zirytował, że podążyłem za jego wezwaniem, aż go dopadłem i pokonałem z pomocą magii oraz wiernej towarzyszki Lidii. Potem skierowałem się do jego leża, na wulkanicznym szczycie, w miejscu znanym jako Bonestrewn Crest. Tam znalazłem smoczą ścianę, a na niej słowo, które miało w sobie moc lodowego oddechu.
Po tych wydarzeniach udałem się na północ, do Windhelm - miasta, którego nie miałem dotąd okazji odwiedzić. Jest to ponura i brzydka twierdza, silnie obwarowana i bardzo ciasna, o wąskich, nieprzyjemnych uliczkach. Nie są też przyjemni jej mieszkańcy - niechęć do każdego, kto nie jest Nordem, jest mocno odczuwalna. Wędrując dotąd po Skyrim miałem okazję kilka razy napotkać obozowiska buntowników, tych tak zwanych "stormcloaków". Nasłuchałem się dość opowieści o tym, że północ należy się tylko Nordom, a każdy elf jest wrogiem, by nie mieć ochoty na więcej tych nacjonalistycznych bzdur. Szybko opuściłem to niegościnne miejsce.
80:21, poziom 32

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz