środa, 14 września 2011

DnD4 #12 - roztocza

Zaczęło się od odpoczynku (dłuższego), bo co poniektórzy uskarżali się na braki w healing surge'ach i wyczerpane moce dzienne. Na wszelki wypadek odbyto go w pewnym oddaleniu od wieży. Zajęło to więcej czasu, niż standardowo, bo od poprzedniego nie minęło dość czasu. Do wioski było jednak zbyt daleko, by komukolwiek chciało się wracać. Do wydrążonych tuneli zeszli dopiero pod wieczór.

Tunele okazały się istną plątaniną przecinających się i splątanych odnóg, w większości zbyt niskich i wąskich na swobodną podróż. Ich budowa wskazywała na odzwierzęce pochodzenie, a zasiedlały je mchy, porosty i grzyby. Rzuty na "dungeoning" pozwalały orientować się w tym labiryncie i stopniowo zmierzać do jakiegoś celu, do którego zapewne owe chodniki zmierzały.

Po paru godzinach marudnego błądzenia, udało się dotrzeć do kamiennej sali, wykonanej ręką istot rozumnych. Zajmowały ją (zajęte w tej chwili sobą oraz obrabianiem jakiegoś trupa) kruthiki ("przerośnięte roztocza" dość dobrze opisuje ich powierzchowność). Szczurowato-jaszczurowate drapieżniki z domieszką owadów, chityny, kolców i ostrzy. Czwórka z nich była młodziutkimi minionami, zaś pozostała czwórka - nieco mniej młodymi standardowymi bestiami. Wąskie korytarze utrudniły wykorzystanie zaskoczenia, ale i tak udało się je pokonać (bez angażowania punktów akcji czy mocy dziennych, nawet mimo iż kruthiki miały przykrą właściwość automatycznego ranienia sąsiadujących  postaci). 156 PD. Z ciekawostek - mag znów atakował swoich, tak umieszczając pole działania obszarówki, by zawsze zranić kogoś z drużyny.

Przy rozszarpanym przez kruthiki trupie (krasnoluda) udało się znaleźć dwa kamyki warte 100 sztuk złota każdy i 250 srebrników. Oraz kartki z ostatnimi zapiskami zmarłego. Ich treść wskazywała, że miał nadzieję na rychłe odnalezienie wyjścia (though luck) i że stracił dziennik. Z pomieszczenia nie było innego wyjścia, niż kolejny korytarz kuthików.

Kolejne godziny błądzenia zawiodły do obszernej, skręconej niczym kiszka nory, do której prowadziło wiele zbiegających tu odnóg. Być może to miejsce nie zaprzątnęłoby na długo uwagi drużyny, gdyby nie klekotanie, chroboty i syki, zwiastujące przyjście kruthików. Udało się wygrać inicjatywę i przygotować na przyjęcie bestii. Tym razem nie było tych ledwo wyklutych niedorostków - czwórce młodziaków towarzyszyły dwa spore, dorosłe samce, atakujące z daleka wystrzeliwanymi kolcami jadowymi (kwas + spowolnienie). Walka była ciężka i wyczerpująca, choć nikt nie zszedł poniżej poziomu krytycznego. Paladynowi udało się zadać niewiarygodną ilość obrażeń atakiem krytycznym (mocą dzienną), zaś czarodziejowi udało się nie zranić nikogo z drużyny (sam został ciężko poturbowany przez nieoczekiwany atak kruthików na jego osobę). 212 PD na głowę.

Zdumiewająca rzecz - po walce udało się znaleźć skarby - wydaje się, że to dwóch z tej szóstki przywlokło coś ze sobą (wciąż ze śladami krwi i mózgu): drogocenną broszę (wartą 250 gp), 40 sztuk złota oraz... eliksir leczący. A także kolejną kartę z dziennika krasnoluda (mało optymistyczną). Na tym skończyliśmy. Kolejny level jest już bardzo, bardzo blisko.

PS: Początek sesji zszedł na pogaduchy, wygłupy i naprawianie szkód po "magu", który znów coś potłukł i rozlał (szczęściem na nic cennego, nie licząc podłogi). BYĆ MOŻE, gdyby udało się ograniczyć to do minimum, osiągnięcie standardu trzech spotkań na sesję stałoby się realne. Ale zależy to od współpracy wielu.

4 komentarze:

  1. Ciekawe, że nie możesz się zdecydować, czym raziły te dorosłe samce. Wystrzeliwały z daleka kolcami jadowymi? Jak na mój gust pachnie tu raczej jadem (czyli trucizną), więc skąd tu kwas? A jak jadem, to tu najbardziej odpornym z całej drużyny jest nasz dzielny krasnolud paladyn (szkoda tylko, że od jadu ucierpieli czarodziej i łowca, a nie on). Wszyscy zazdrościli do tej pory łotrzykowi jego obrażeń, ale w tej ostatniej walce popis dał niedoceniany przez wielu paladyn (zapominają ci niegodziwcy, jaką ważną rolę on pełni w drużynie), który trafiając krytycznie jednego stwora zadał mu ogromne obrażenia w ilości 45 punktów. Każdego z nas taki cios w miejsca powaliłby na ziemię. Zatem chwała mu za to. Korzystając z okazji pragnę tu wspomnieć bohaterską postawę halflinga, który widząc ciężko ranionego czarodzieja, pociętego, zranionego kolcem jadowym oraz stojącego blisko niego łowcy (którego stan też wiele pozostawiał do życzenia), sam jeden powstrzymywał przez dwie rundy trzy kruthiki (w tym jeden przerośnięty). Dało to możliwość jego towarzyszom na spokojne wyeliminowanie jednego z dwóch przerośniętych roztoczaków. Okupił to łotrzyk wieloma ranami, sprowadzającymi go do poziomu krwawienia. Na szczęście szybkie wsparcie towarzyszy ocaliło mu skórę, bo kolejnej rundy by nie przetrzymał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałem kwas? Miał być jad, rzecz jasna. Składam to na karb późnej pory.
    Pan czepialski chyba nie chce skarbów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety ale roztocza są czasami dla nas utrudnieniem i bardzo ciężko jest ich się pozbyć z naszego domu. Dlatego ja zdecydowałem się postawić oczyszczacz powietrza zdrovi.pl aby mieć zdrowe i przede wszystkim czyste powietrze w domu. Dzięki temu urządzeniu w końcu mogę oddychać pełną piersią.

    OdpowiedzUsuń