wtorek, 13 września 2011

Assassin's Creed: Brotherhood

Wreszcie na dobre wróciłem do Bractwa. Popchnąłem nieco fabułę do przodu, zrobiłem parę zadań pobocznych, zniszczyłem ostatnią machinę Leonarda (i zdobyłem spadochron), spaliłem ostatnią wieżę Borgiów, otworzyłem parę skrzynek, wykupiłem kilka sklepów. Dziwne, ale zdawało mi się, że już ją prawie kończę, a tu - kurczę - tyle jeszcze rzeczy do zrobienia. Zagadki od "szesnastki" prawie nie ruszone, bractwo Brutusa też zaniedbane, a jeszcze odblokowała się nowa seria zadań od gildii, a jeszcze tyle flag do zerwania, a jeszcze dodatek z Leonardem... Wielka gra.

Ale potrafi czasem zirytować, zwłaszcza swą mechaniczną głupotą - a to Ezio skoczy nie tam gdzie chcemy lub złapie się tego czego powinien (dokucza zwłaszcza przy pogoniach lub ucieczkach), a to straż zareaguje jakoś niestandardowo lub pojawi się w miejscu, gdzie nie sposób jej ominąć (wkurza w etapach "skradankowych"). I wydaje mi się, że jest nieco zbyt rozwlekła. Problem chyba leży w budowie Rzymu. W poprzedniej części lokacje były bardziej zwarte, ciasne, łatwiej można było się po nich przemieszczać. Rzym ma spore połacie terenu bez wysokiej zabudowy i szybkich ścieżek prowadzących po dachach - trzeba latać po ziemi lub konno, a jest to marudne. Nieco pomagają tunele, ale też trzeba do nich dotrzeć. To wszystko nieco studzi mój zapał, ale jeszcze postaram się go podsycić. Może więcej czasu spędzając na dachach.

1 komentarz:

  1. A co z "The Truth"? Jej odkrycie otwiera jeszcze jeden, sekretny poziom :D

    OdpowiedzUsuń