Porzuciłem eksperymenty z uzbrojeniem (ok, nie do końca, przedtem pobiegałem jeszcze z miotaczem ognia - całkiem skuteczny, miłe jest to, że na krótko obezwładnia ofiarę, niemiłe jest to, że trzeba czasu, aby zginęła). No i zrobiłem czwarty krok - acceptance. Wreszcie jestem gotowy. Potem polatałem trochę w kosmosie, przejechałem się koparką, wreszcie odesłałem statek i uciąłem sobie krótką pogawędkę. Niby horror, a na mojej twarzy tkwi szeroki uśmiech. Świetna gra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz