wtorek, 1 listopada 2011

Assassin's Creed: Brotherhood

Gra skończona, ale nie do końca... Zostały poboczne misje, znajdźki, głupawe osiągnięcia (ile razy macie ochotę przeskoczyć na belkę z konia?) oraz dodatek. Pobawiłem się nieco. Zadania od gildii są niemiłosiernie słabe (zwłaszcza od złodziei - nie cierpię wyścigów). Nawet zabójstwa mnie nie bawią (mam wrażenie, że w dwójce były lepiej zaprojektowane). Misje Christiny są ciekawe, bo oryginalne i odbiegają charakterem od pozostałych. Ale każda kolejna godzina spędzona z tą grą wydaje mi się stracona - już nie robię nic ciekawego, wymagającego ani satysfakcjonującego. Tylko latam za głupotami.


Krótka zabawa w tryb treningowy w Animusie pokazała mi w sposób niezbity, że ta gra stoi klimatem i bajecznymi lokacjami. Oraz fabułą, historycznymi zdarzeniami i interakcją z postaciami. Jeśli gra każe nam robić to samo (znaczy: skakać i wspinać się) ale po abstrakcyjnym środowisku lśniących sześcianów i graniastosłupów... to nagle robi się nudna i głupia.


Powinienem już ją chyba zostawić, bo brzydnie mi coraz bardziej - głównym wątkiem byłem zachwycony, ale do zadań pobocznych bardzo dobrze pasuje termin "odgrzewany kotlet. Lepiej nie będę się katował, bo odejdzie mi ochota na kontynuację.

1 komentarz: