środa, 16 listopada 2011

Resistance 3

Skończone w coopie. Etap w Nowym Jorku (i później w instalacji Chimer) był ostatnim. Miejscami było ciężko, gdy hordy wrogów sypały się na nas zewsząd, ale wytrwaliśmy bez obniżania poziomu trudności, co w pewnej chwili zaproponowała nam konsola. A rozstrzygnięcie? Nie chcę za bardzo spoilować, więc powiem tylko, że wszystko dobrze się skończyło.
Podsumowanie: całkiem fajna gra. Przede wszystkim: przedstawicielka mojego ulubionego podgatunku gier FPS. Przede wszystkim: singlowe. Żadne tam szturmy czy okopy rodem z CoD. Tak właśnie powinno się robić FPSy: wrogi teren + potwory + postać gracza. Stary, dobry Doom.

Podoba mi się wybór broni, różnorodność miejscówek, setting, walki z bossami, a nawet końcówka, która uciera nosa wyznawcom QTE, pokazując, że da się zrobić widowiskową i dramatyczną akcję bez odbierania graczom swobody kierowania postacią (i zamieniania gry w Wario Ware). Minusy - sporo by się znalazło (o części już pisałem), było trochę wkurzających rzeczy czy chaotycznych akcji, ale nie zamierzam wyszukiwać ich na siłę, skoro generalna ocena jest pozytywna.

Do dwójki nie porównam bo nie grałem (nie pozwalała rozegrać kampanii w coopie, a jedynie jakieś luźne areny). Do jedynki też nie, bo upłynął taki szmat czasu, odkąd w nią grałem, że porównanie nie byłoby rzeczowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz