piątek, 18 listopada 2011

The Legend of Zelda: Skyward Sword

Mój nowy zakup.


Zdążyłem pograć niecałą godzinę (i chyba na razie więcej nie będzie, bo chcę skończyć spokojnie Dead Space 2). Na oceny czegokolwiek za wcześnie, bo Zelda, jak to Zelda - rozkręca się powoli. Na razie nawet nie mam miecza, a większość dialogów to instrukcje sterowania.

Co do grafiki: rozdzielczość bije po oczach (tu widać wiek tej konsoli), ale "malarski" styl bardzo mi się podoba. Oglądając screeny, miałem obawy o rozmycie drugiego planu, ale w ruchu widzę, że jest zrobione bardzo fajnie i nie daje wrażenia nieostrości. Zobaczymy jak będzie w dalszych lokacjach.

Bardzo mi się podoba, że Link nauczył się biegać i wspinać, ciekawe co nowego jeszcze potrafi. Brakuje mi za to normalnego sterowania kamerą. Pilot niby daje tam jakieś nowe doznania (nie mam miecza, wiec jeszcze nie wiem jakie), ale zarazem odbiera druga gałkę, czyli pewien stopień swobody. Widać też, że Nintendo od czasów Okaryny nie zmieniło swojego podejścia do gier ani na jotę. Nic ich nie obchodzi gdzie poszedł świat - oni dalej tłuką po swojemu. Niekiedy to dobrze, bo część tych nowoczesnych tendencji jest tragiczna, ale z drugiej strony odczuwam pewne rozrzewnienie połączone z rozbawieniem, gdy widzę dialogi załatwiane przez mimikę i napis poniżej.

Na obrazku: Link odczuwa niepokój przed dzisiejszą uroczystością, w trakcie której ma być pasowany na rycerza.

1 komentarz: