piątek, 15 czerwca 2012

Skyrim - ja, złodziej

Drogi pamiętniczku, spotkała mnie dziś rzecz dość niezwykła. Wraz z gadającym psem dotarliśmy do położonej w górach groty. Zamieszkiwała ją grupka wampirów strzegących drogi do ukrytego posągu Clavicusa. Ten oczywiście przemówił, gdy się zbliżyliśmy - był zachwycony naszym przybyciem, uznając je za wypełnienie złożonej mieszkańcom groty obietnicy wyleczenia ich z wampiryzmu. Jeśli to faktycznie było częścią jego planu, z pewnością kupki popiołu są mu niezmiernie wdzięczne. Niestety, nie był zainteresowany Barbasem - wysłał mnie za to z zadaniem odzyskania topora, który wręczył niegdyś swemu wyznawcy. Prosił go o jakiś sposób na zdjęcie z córki przekleństwa wilkołactwa i dostał topór. Bardzo zabawne.

Ruszyłem więc w monotonną podróż na drugi kraniec prowincji, by wydobyć daedryczny topór z jakiejś zapomnianej jaskini. Gdy znów stanąłem przed obliczem Clavicusa, ten najpierw rozkazał mi zabić Barbasa, najwidoczniej wciąż nań czegoś rozgniewany. Pies, słysząc to, począł wołać, bym tego nie robił, tylko domagał się wypełnienia obietnicy i nagrodzenia mnie za odzyskanie przedmiotu. Gdy zwróciłem się do daedry, ten począł znów coś kręcić, kluczyć, aż wreszcie zgodził się przyjąć Barbasa z powrotem, zaś mnie obdarzył magiczną maską o niezwykłym kształcie. Przyjąwszy ją, oddaliłem się niespiesznie.
Potem skierowałem swe kroki znów do Riften. Postanowiłem odwiedzić wesołe towarzystwo mieszkające w ukrytej w kanałach karczmie - Ragged Flagon. Udzielili mi pomocy, gdy szukałem Esberna i choć starali się zachować wówczas dystans, dało się wyczuć że są członkami jakiejś nader interesującej organizacji, a nie po prostu grupą ludzi lubiących wychylić kieliszek sherry z dala od miejskiego zgiełku. Ponieważ już nawiązałem z nimi pierwszy kontakt i wyświadczyłem drobną przysługę, teraz wystarczyło szepnąć parę słówek i drzwi stanęły otworem a ja dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Była to bowiem słynna Gildia Złodziei - niegdyś potężna i wpływowa, dziś już nieco podupadła i słabnąca organizacja przestępcza. Jej czar jednak wciąż nie przeminął, kusiła perspektywami i trybem życia, jakiego dotąd nie prowadziłem. Z tego powodu przystałem do nich i po wykonaniu paru prostych zadań (które nie wymagały schodzenia w podziemia ani walki z nieumarłymi, co uznałem za interesującą odmianę) zostałem zaliczony w poczet członków. Nie potrzebuję co prawda dodatkowego źródła dochodów, nie robię tego dla pieniędzy, prawdę mówiąc mam dziwne wrażenie, że oni bardziej potrzebują mnie, niż ja ich i nie zdziwię się, gdy za jakiś czas sam będę musiał przejąć stery tej organizacji. Oferują jednak coś więcej niż nieistotne dobra materialne - wizję kolejnej przygody, dreszczyk emocji, smak nowych wyzwań. Odkąd w Akademii się uspokoiło, a Towarzysze przestali mieć kłopoty ze Srebrnorękimi, pewna odmiana mi nie zaszkodzi.
197:27, poziom 63

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz