Sanktuarium robiło wrażenie - ukryta wśród surowych skał jaskinia, a w niej - niczym inny świat - szemrzący wodospad, kwitnąca polana i okazałe drzewo skąpane w promieniach wpadającego szczelinami słońca. Wyjąłem sztylet i już miałem zabrać się do roboty, gdy przypadł do mnie Maurice i jął błagać, bym tego nie czynił i nie krzywdził drzewa. W zamian obiecał zdobyć nową sadzonkę dla Whiterun. Musiałem przyznać mu rację - krojenie takiego cudu natury byłoby barbarzyństwem, dlatego zadowoliłem się przywołaną jego modlitwami sadzonką. Co prawda nie o to mnie proszono, ale nie jestem przecież niczyim niewolnikiem.
Potem udałem się do Ivarstead, które okazało się niewielką, oddaloną od głównych szlaków osadą. Jedynymi przyjezdnymi byli tu zdążający do Siedmiu Tysięcy Stopni pielgrzymi. Ostatnio osadę trapiły jednak hulające po pobliskich kurhanach duchy. Zbliżał się wieczór, a nie chciałem po zmroku wybierać się w góry, więc postanowiłem sprawdzić, cóż to za zjawy nawiedziły nekropolię. Dość szybko wyszło na jaw, że był to poszukujący skarbów czarodziej, który wykorzystał łatwowierność i bojaźliwość miejscowych, by trzymać ich z dala od tego miejsca. Niestety, zbyt długa samotność i niepowodzenia w poszukiwaniach źle wpłynęły na stan jego umysłu. Gdy przyniosłem tę wieść mieszkańcom, właściciel gospody w podzięce wręczył mi szafirowy szpon - niezmiernie podobny do tego, który posłużył mi niegdyś do otwarcia zamkniętego przejścia w kurhanach koło Riverwood - ten okazał się pasować do identycznych wrót pod tutejszym kurhanem. Oczywiście, wciąż gnany ciekawością, podążyłem w głąb tuneli, gdzie musiałem pokonać sporą gromadę nieumarłych i uniknąć śmiertelnych pułapek, w końcu dotarłem zaś do kolejnej smoczej ściany, gdzie poznałem trzecie smocze słowo - jego moc ma mi pozwolić koić dzikie zwierzęta. Pora udać się na szczyt.
34:51, poziom 16
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz