Dalsze wydarzenia zamazują mi się i plączą - nie zapamiętałem przemiany, ale pamiętam szalony bieg przez miasto, wołających za mną ludzi, chyba też ktoś strzelał z łuku. Mam nadzieję, że nikogo nie zraniłem. Ocknąłem się daleko za miastem, w nieznanej mi okolicy. Była przy mnie Aela, już w swej ludzkiej postaci. Ona poprowadziła mnie dalej - do siedziby Srebrnorękich - to miał być ostatni etap rytuału łowów. Wywrzeć pomstę na wrogach wilkołaków. Przedarliśmy się przez Gallows Rock - Twierdzę Szubienicy - znajdując po drodze cele, w nich martwe (niekiedy torturowane) wilkołaki, zgromadzone skóry, kuźnię w której wyrabiano srebrne miecze. W końcu starliśmy się z przewodzącym bandzie Krevem, który wywijał magicznym orężem. Po walce ujrzeliśmy rozciągnięte na kamieniach ciało Skjora - zginął, nim zdołaliśmy przybyć. Nieszczęśnik, nie powinien był ruszać sam przeciw takiej zgrai. Aela poprzysięgła go pomścić i ja mam jej w tym dopomóc. Wciąż pełen sprzecznych myśli wróciłem samotnie do Whiterun.
Atakowanego akurat przez smoka! Z pomocą zaklęć powaliłem gada, a jego szkielet utworzył osobliwą rzeźbę na jednym z miejskich skwerów. Po starciu zatrzymała mnie straż - widać w ferworze walki ugodziłem któregoś atakiem obszarowym. Obiecałem, że następnym razem ratując ich miasto przed smokiem postaram się bardziej uważać i wpłaciłem nieco drobnych na dom inwalidy. Hmpf!
41:14, poziom 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz